Czy „Opera za trzy grosze” jest operą? Która gwiazda muzyki wcieliła się w rolę Mackiego Majchra? Czyje nazwisko pominięto w programie w trakcie premiery Ope
UWERTURA ŚPIEWAK PODWÓRZOWY Szanowni Państwo! Za chwilę usłyszycie operę dla żebraków. A ponieważ dzieło to wystawione zostało z tak wielkim przepychem, jaki tylko żebracy sobie wyobrazić potrafią, i ponieważ jednocześnie na tyle tanie być powinno, by również żebracy byli w stanie za nie zapłacić, nazwaliśmy ją „Operą za trzy grosze”! Najpierw usłyszą Państwo straszną pieśń o bandycie londyńskim nazwiskiem Macheath, którego zwą także Mackiem Majchrem! PROLOG Straszny song o Mackie`m Majchrze Jarmark w Soho Żebracy żebrzą. Złodzieje kradną. Dziwki puszczają się. Śpiewak podwórzowy śpiewa balladę. Rekin zęby ma jak noże I nie musi kryć się z tym. Mackie noża użyć może, Ale kto go widział z nim? Rekin w słodkiej krwi się pławi, Gdy morderczy skończy łów. Mackie śladów nie zostawi – Rękawiczki zmienił znów. Trup osunął się z nabrzeża, Nurt Tamizy zwłoki skrył. Czy zaraza się rozszerza? Nie, to Mackie tutaj był. A w niedzielę na bulwarze Zbrodniarz zabił w biały dzień. Kto mordercę teraz wskaże? Znikł za rogiem Macka cień. I Szmul Meier gdzieś zaginął, I fortuny przepadł ślad. Czyżby Mackie złoto zwinął? Już nie żyje ten, co zgadł. Przez scenę przechodzi Peachum z żoną i córką. Jenny Towler znaleziono Z nożem w piersi, zimną już. Lecz, niestety, nie stwierdzono Czy Mack zgubił taki nóż. Nie ma zysku bez ryzyka – Alfons Glite chciał podjąć je. Mack zmył krew ze scyzoryka I trop znowu urwał się. A kto w Soho pożar wzniecił, By z polisy zgarnąć szmal? Ogień zabił czworo dzieci… Mackie, nerwy ma jak stal. Gdy zgwałcono młodą wdówkę, Ktoś jej radę cenną dał, By klejnoty i gotówkę Pod opiekę Mackie miał! Dziwki chichoczą. Elegancki mężczyzna przerywa z nimi rozmowę i szybko przechodzi przez scenę. JENNY – KNAJPIARKA To był Mackie Majcher! Śpiewak podwórzowy kontynuuje song. Ktoś oczyszcza grube ryby Z zawartości tajnych kont – Mackie Majcher jest cierpliwy – Pośpiech w grze to wielki błąd! AKT PIERWSZY 1 Podejmując walkę ze znieczulicą społeczną, przedsiębiorca Jonatan Jeremiasz Peachum założył sklep ze starzyzną, gdzie na zapleczu nawet najnędzniejsi nędzarze zyskiwali tak sugestywny wygląd, że mogli wykonywać trudny zawód żebraka wzruszając najdawniej skamieniałe serca bliźnich. JONATAN JEREMIASZ PEACHUM „PRZEBIERALNIA DLA ŻEBRAKÓW” Chorał poranny Pana Peachum Wstań, szubrawcu obmierzły, no wstań, Co sam siebie zwiesz chrześcijaninem. Jęk pokutny niech wyda twa krtań – Grzeszysz myślą, i mową i czynem. Choćbyś brata ograbił do cna, Miłosierdzie uważał za trąd, Boga gorzej traktował niż psa, To Pan cię zawezwie na sąd! PEACHUM Do publiczności Poszukuję nowych pomysłów. Podjąłem się trudnego zadania – moja firma to szkoła budzenia w ludziach litości. Ale cóż… Istnieje zaledwie kilka skutecznych sposobów, którymi można wzruszyć człowieka. Zaledwie kilka… Ale i te używane zbyt często przestają działać. Tak, człowiek posiada straszliwą zdolność – ma wolną wolę natychmiastowego obojętnienia. Przykładowo jeśli ktoś zobaczy na rogu bliźniego swego z kikutem w miejscu ręki – to w odruchu litościwego obrzydzenia rzuci mu, powiedzmy, dziesiątaka. Za drugim razem jednak wysili się, przekalkulowując naprędce wszelkie za i przeciw, na najwyżej pięć pensów, a gdy nadarzy się trzecia okazja ze świętym oburzeniem i zrozumiałą odrazą odda go w ręce policji! Podobnie z koncepcjami racjonalistycznymi. Z góry na sznurach zjeżdża wielka tablica z napisem: „Godniej dawać niż brać” Niczego nie zmienią te piękne i zniewalająco mądre cytaty – zbyt szybko się dewaluują. W Biblii zostało zaledwie cztery, czy pięć wersetów, które do serca czasem docierają. Jak się je całkiem zużyje, ludzkość pójdzie z torbami. Spójrzcie na to: „dawajcie, a będzie wam dane” – wisi tu zaledwie trzy tygodnie i już nie chwyta. Ciągle trzeba zmieniać zdanie. Znów muszę sięgnąć do Biblii, ale na jak długo jej jeszcze wystarczy? Pukanie. Peachum otwiera – wchodzi młody człowiek, Filch. FILCH Czy to firma „Peachum i spółka” PEACHUM Peachum, Peachum… FILCH A więc to pan jest twórcą przedsiębiorstwa „Przyjaciel żebraka”. Przysłano mnie do pana… Wskazuje na tablicę …Ależ wzniosłe hasła, majątek! Zebrał pan pewnie całą bibliotekę. Fantastycznie. Człowiek sam nigdy by na to nie wpadł. Wiadomo – bez naukowych metod interes nie prosperuje. PEACHUM Pańskie nazwisko? FILCH Pan mnie zrozumie, panie Peachum! Miałem pecha od urodzenia: moja matka była alkoholiczką, a ojciec utracjuszem. Od dzieciństwa – wczesnego! – zdany byłem na łaskę i niełaskę podłego losu. Nie chroniony ramieniem rodzicielki, staczałem się coraz niżej, by ugrząźć w wielkomiejskim bagnie. Nie zaznałem opieki, karcącej ręki ojca i ciepła domowego ogniska… I oto… Widzi mnie pan… PEACHUM No, powiedzmy… FILCH zbity z tropu …widzi pan… ofiarę… namiętności i bezradności… bez środków do życia… PEACHUM …jak wrak… czyż nie tak?… rzucany o brzeg przez fale… Dno… Niech mi pan powie, panie wrak, w której dzielnicy odgrywa pan tę historyjkę? FILCH Jak mam to rozumieć, panie Peachum? PEACHUM No, przecież tę prelekcję wygłasza pan do publiczności! FILCH Otóż, panie Peachum, wczoraj zdarzył mi się przykry incydent na Highland Street. Stałem sobie grzecznie z czapką w ręce, cichy, nieszczęśliwy i niczego nie przeczuwający… Niczego! PEACHUM przeglądając brulion Highland Street. To by się zgadzało. A więc to ty jesteś tym cwaniaczkiem, którego Honey i Sam przydybali na gorącym uczynku. Jak miałeś czelność w dziesiątej dzielnicy nagabywać przechodniów?! Ograniczyliśmy się do paru kijów mając nadzieję, iż nie wiedziałeś co czynisz, ale jeżeli jeszcze raz wpadniesz mi w ręce, jak Boga kocham, nie pozbierasz kości. Jasne? FILCH Jasne, panie Peachum, wszystko jasne, tylko… Co mam robić, panie Peachum? Pańscy ludzie, co stłukli mnie, zasłużenie oczywiście, wręczyli mi pańską wizytówkę… Gdybym zdjął marynarkę, zobaczyłby pan jak mnie urządzili – całe ciało sine. PEACHUM Fachowo. Ciało nie odpada od kości. Moi ludzie znają się na robocie… Zjawia się jakiś chłystek i myśli, że jak łapę wyciągnie to mu zaraz befsztyk z nieba spadnie. A co byś ty powiedział, jakby ci ktoś wyciągał z prywatnego stawu najładniejsze pstrągi. FILCH Ja, panie Peachum… Ja nie mam stawu. PEACHUM Eee… Licencje wydajemy tylko zawodowcom. Pokazuje plan miasta. Podzieliliśmy Londyn na czternaście dzielnic. Kto chce legalnie wykonywać rzemiosło żebraka, musi wykupić patent w firmie Jonatan Jeremiasz Peachum i spółka. Inaczej każdy by chciał zarabiać – ofiary namiętności i bezradności. FILCH Panie Peachum! Jestem bliski śmierci. Liczę już tylko na cud. Mam ostatnie dwa szylingi… PEACHUM Dwadzieścia szylingów. FILCH Panie Peachum. Wskazuje napis :”Otwórz swe uszy na wołanie ubogiego”. Peachum replikuje: ”Dawajcie, a będzie wam dane”. FILCH Dziesięć szylingów. PEACHUM I pięćdziesiąt procent od utargu. Z wyposażeniem – siedemdziesiąt procent. FILCH Nie rozumiem… Co znów za wyposażenie? PEACHUM O tym decyduje firma. FILCH W jakiej dzielnicy będę praktykował? PEACHUM Baker Street od numeru 2 do 104… Masz szczęście, tam jest nawet taniej – jedynie pięćdziesiąt procent z wyposażeniem. FILCH Zgoda! Płaci. PEACHUM Imię i nazwisko? FILCH Karol Filch. PEACHUM Woła. Celio! Wchodzi Pani Peachum. To jest Filch. Numer 314. Rejon Baker Street. Zresztą… Sam go zarejestruję. Akurat teraz, przed uroczystościami koronacyjnymi musicie mnie nachodzić. Gra toczy się o wielką stawkę. Raz na sto lat trafia się taka okazja. Kreacja C. Rozsuwa zasłonę gabloty po prawej, w której stoi 5 manekinów. FILCH A to co znowu? PEACHUM Oto pięć podstawowych typów ludzkiej niedoli, które mają moc poruszania serca człowieka, by doprowadzić go do nienaturalnego stanu, w którym skłonny jest sięgnąć do kieszeni i dać jałmużnę. Kreacja A: ofiara komunikacji zbiorowej. Dziarski kuternoga, zwykle wesoły, Odgrywa rolę żebraka. zawsze beztroski, dla kontrastu uzupełniony odkrytym kikutem. Kreacja B: ofiara sztuki wojennej. Osobnik trzęsący się i nachalny wobec przechodniów, wywołuje odrazę, Naśladuje postać kokietując jednocześnie wbitym w pierś krzyżem walecznych. Kreacja C: ofiara industrializacji. Wzbudzający żałość ślepiec, sam szczyt żebraczych umiejętności. Odgrywa rolę tego żebraka podchodząc ukradkiem do Filcha; ten krzyczy wstrząśnięty. Peachum, zaskoczony, przypatruje mu się krytycznie i karci go. Spójrzcie, ulitował się. Z takimi nerwami nigdy nie będziesz żebrakiem. Nadajesz się najwyżej na byle przechodnia. Celia! Kreacja D: Znowu coś piłaś i na oczy nie widzisz. Numer 136 wniósł uzasadnioną reklamację. Ile razy mam powtarzać, że gentleman nie wkłada brudnego garnituru. Numer 136 zapłacił za nowe ubranie. Nowy, tyle że z plamami pobudzającymi do uwrażliwiającej refleksji. Weź stearynę i szybko wprasuj kilka plam w spodnie. Co za bezmyślność! Czy wszystko mam robić sam? Do Filcha. Przebieraj się w nowy kostium. Tylko szanuj i dbaj… FILCH A co z moimi rzeczami? PEACHUM Przechodzą na własność firmy jako kreacja E: młodzieniec z dobrej rodziny, który, niestety, nie urodził się w czepku. FILCH Jak to? Więc pan to jednak puści w obieg? To dlaczego ja nie mogę występować jako kawaler z dobrego domu? PEACHUM Ponieważ prawdziwe nieszczęście nikogo nie wzrusza. Jeżeli rozboli cię brzuch i publicznie powiesz, że boli cię brzuch, to wywołasz najwyżej niesmak… Zresztą… Nie masz nic do gadania. Ubieraj się! FILCH Trochę brudne te szmaty. Peachum przeszywa go wzrokiem. Przepraszam, najmocniej przepraszam. PANI PEACHUM Pośpiesz się trochę, synku. Nie myślę sterczeć z tymi portkami do świąt. FILCH Nieoczekiwanie stanowczo. Ale butów nie zdejmę. Żeby nie wiem co… Raczej zrywam umowę! To… To jedyna pamiątka po mojej matce nieboszczce. PANI PEACHUM Nie pleć… Wiem, że masz brudne nogi… FILCH No a gdzie je miałem umyć?… Przecież taki mróz… Pani Peachum prowadzi go za parawan, potem zaczyna prasować spodnie starannie plamiąc je stearyną. PEACHUM Gdzie się podziała twoja córka? PANI PEACHUM Polly? Pewno na górze. PEACHUM Czy ten typek był tu znowu? Zawsze przyłazi, jak mnie nie ma w domu… PANI PEACHUM Jesteś za bardzo podejrzliwy, Jonatanie. Nie widziałam bardziej eleganckiego gentlemana. Kapitan ma skłonność do naszej Polly. PEACHUM Taaa… PANI PEACHUM I niech się nie nazywam Peachum, jeśli i Polly nie ma do niego słabości. PEACHUM Celio! Rozporządzasz swoją córką, jakbym był co najmniej milionerem. Chcesz ją wydać za mąż? Myślisz, że ten zafajdany interes przetrwa choć tydzień, jeżeli tylko we dwoje będziemy tę całą hołotę do roboty zaganiać? Narzeczony! Ha, od razu miałby nas w garści. Sądzisz, że twoja córka w łóżku trzyma lepiej język za zębami niż ty sama? PANI PEACHUM Piękne masz wyobrażenie o naszej córeczce! PEACHUM Najgorsze. Jak najgorsze. Chodząca chuć! PANI PEACHUM W każdym bądź razie nie po tobie to ma… PEACHUM Małżeństwo! Twoja córka powinna być dla mnie tym, czym dla głodnego chleb. Szuka cytatu w Biblii. To jest gdzieś nawet napisane… Takie stadło to jest w ogóle straszne świństwo… Już ja jej z głowy wybiję małżeństwo! PANI PEACHUM Jonatanie, nie myślałam, ze jesteś takim grubianinem! PEACHUM Ja – grubianin?… A jak się nazywa ten kawaler? PANI PEACHUM Wszyscy nazywają go „kapitanem”. PEACHUM No proszę. Nawet nie znacie jego nazwiska? Kapitalne. PANI PEACHUM A co? Miałam od razu żądać metryki i referencji? Ten pan był tak uprzejmy, że i mnie zaprosił do hotelu „Pod Flądrą” na małą potańcówkę… PEACHUM Coś ty powiedziała? PANI PEACHUM Że „Pod Flądrą” byłam na tańcach! PEACHUM Kapitan, pod flądrą… No tak… PANI PEACHUM Obchodził się z nami po prostu… jak w rękawiczkach! PEACHUM Jasne. W rękawiczkach. PANI PEACHUM On nawet nosi rękawiczki: białe i w dodatku glace. PEACHUM Białe rękawiczki, laseczka z gałką z kości słoniowej, getry, lakiery – ciągle trzyma fason!… A blizna? PANI PEACHUM Tak, na szyi. Znasz go? Filch wychodzi zza parawanu. PEACHUM No co? W porządku? FILCH Panie Peachum, ja to bym chciał systemowo – no, stworzyć jakąś postać z prawdziwym monologiem. Nie lubię gadać byle co… PANI PEACHUM Już zhardział, systemowo! PEACHUM Rób za idiotę. Przyjdź wieczorem, o szóstej. Nauczę cię czego trzeba. Spadaj! FILCH Stokrotne dzięki, panie Peachum. Jestem wiele panu winien! PEACHUM Tylko pięćdziesiąt procent! Teraz ci powiem kim jest ten twój gentleman w rękawiczkach – to Mackie Majcher! Biegnie po schodach do sypialni Polly. PANI PEACHUM Na rany Chrystusa – Mackie Majcher. Boże miłosierny zlituj się nad nami… Polly, Polly… Gdzie się podziała Polly? PEACHUM Wraca zmartwiony. Polly? Twojej córeczki nie było w domu. Łóżko nierozścielone. PANI PEACHUM Na pewno była z tym kupcem na kolacji. Na pewno, Jonatanie! PEACHUM Daj Boże, żeby to był tylko kupiec. Państwo Peachum wychodzą przed kurtynę i śpiewają. Oświetlenie sceny podczas songu – złote. Organy także oświetlone. Z góry na sztankiecie zjeżdżają trzy reflektory. Na tablicy napis: Wbrew PEACHUM Ojcom wbrew, ( ojcom wbrew! ) Co wieczorem każą córkom w łóżku być, Marzą, psia krew, ( marzą, psia krew! ) Durzą się w skurwielach, wierząc, że na jawie można śnić. PANI PEACHUM To przez ten księżyc nad Soho I sto czułych słów, co w cudny wiersz złożą się, I przez te piosenki „Gdzie ty, tam i ja pójdę, Johnny” – Kto uwierzy w te brednie, jak nic, skończy źle! PEACHUM Matkom wbrew, ( matkom wbrew! ) Które uczą córki jak praktycznie żyć, Pragną, psia krew, ( pragną, psia krew! ) Szlajać się po nocach, by w rynsztoku nieuchronnie zgnić. RAZEM Szlag z tym księżycem nad Soho I ze stekiem bzdur, co w durny wiersz złożą się, I kretyńską piosenkę „Gdzie ty, tam i ja pójdę, Johnny”… Kto uwierzył w te brednie, jak nic, skończy źle! 2. W samym sercu Soho bandyta Macheath i córka króla żebraków Polly Peachum urządzają swoje wesele. PUSTA STAJNIA MATEUSZ ( zwany Kesz ) Oświetla opuszczone wnętrze, w ręku ma rewolwer. Jest tam kto? Wyłazić, bo strzelam! MACKIE Wchodzi, idzie wzdłuż rampy. No, co tam? Pusto? MATEUSZ Ani żywego ducha. Tu można wyprawić piękne weselisko! POLLY Wystrojona w ślubną suknię. Ależ to jakaś stajnia! MACKIE Usiądź na chwilę gdziekolwiek, Polly… Do publiczności Moi Państwo, tu, w tej oto skromnej stajence odbędzie się moje wesele z panną Polly Peachum, która z prawdziwej miłości postanowiła zostać towarzyszką mojej drogi życiowej. MATEUSZ Cały Londyn będzie gadał, że to twój najlepszy kawał – rąbnąłeś obywatelowi Peachum jedyną córeczkę. MACKIE A kto to jest ten Peachum? MATEUSZ On by na pewno powiedział, że jest najbiedniejszym człowiekiem tego miasteczka. POLLY Chyba nie tu mamy rozpocząć wspólne życie? Po pierwsze – to jest stajnia, po drugie – nie jest naszą własnością, po trzecie – nie wypada tu zaprosić pastora. Przecież nie możemy wszystkiego zaczynać od włamania… To miał być najpiękniejszy dzień w naszym życiu. MACKIE No właśnie… Uścielę ci życie różami. Zaraz zaczniemy urządzać apartament. MATEUSZ Mebelki już są. Słychać odgłos podjeżdżających ciężarówek; kilku dziwnych typów wnosi dywany, meble, naczynia; stajnia zamienia się we wnętrze aż nazbyt wytworne. MACKIE Ależ tandeta. Mężczyźni układając z lewej strony sceny prezenty składają życzenia pannie młodej i raport panu młodemu. KUBA ( ZWANY RĄCZKA ) Najlepsze życzenia. Na Ginger Street pod czternastką lokatorzy byli w domu. Musieliśmy ich wyprosić. ROBERT ( ZWANY PILNIK ) Serdeczne gratulacje. Na bulwarze musieliśmy unieszkodliwić stójkowego. MACKIE Amatorzy! EDE ( ZWANY KARAWANIARZ ) Byliśmy naprawdę delikatni, ale na West Endzie trzech nie udało się odratować. Wszelkiej pomyślności. MACKIE Partacze. Dyletanci. JIMMY Taki starszy też ździebełko oberwał, ale chyba specjalnie nie stracił zdrówka. Życzę szczęścia. MACKIE Przecież dałem wyraźne polecenie: unikać rozlewu krwi. Na samą myśl chce mi się rzygać. Jacy z was ludzie interesu? Barbarzyńcy i kanibale! WALTER Wskazując na klawesyn. Wszelkie serdeczności. Ten instrument, szanowna pani, jeszcze przed godzinką należał do Księżnej Somerset. POLLY Co to za rzeczy – skąd? MACKIE No i jak ci się widzi wystrój, Polly? POLLY Płacze. Tylu pokrzywdzonych, poniżonych – dla tych paru gratów. MACKIE Masz rację – to graty. No nie płacz… Rupiecie. Jakaś renesansowa kanapa, klawicymbał z drzewa różanego. Szmelc. Ja was tu zaraz… Gdzie jest stół? WALTER Stół? Układają deski na koziołkach. POLLY Ach, Mackie, jestem zrozpaczona. Żeby tylko teraz pastor nie przyszedł. MATEUSZ Przyjdzie, przyjdzie… Zrobiliśmy mu szczegółowy wykład. WALTER Pokazując. Kapitanie, jest stół. MACKIE Przekrzykując płacz Polly. Moja żona jest słusznie oburzona. Gdzie są krzesła? Klawicymbał tak – krzesła nie! Bezmyślność na każdym kroku. Kiedy wreszcie mam porządne wesele – a ile razy mi się to zdarzyło w życiu… Zamknij pysk, Karawaniarz… Ile razy mi się zdarzyło powierzyć wam samodzielne zadanie zawsze zaliczacie wpadkę… Moja żona przez was jest nieszczęśliwa! EDE Najdroższa Polly… MACKIE Zrzuca mu kapelusz celnym ciosem. Polly… Najdroższa? Zaraz ci zrobię ze łba galaretę, ty gnojku. Patrzcie go. „Najdroższa”, co, spałeś z nią? POLLY Ależ, Mack… EDE Przysięgam, kapitanie… WALTER Łaskawa pani, jeżeli czegokolwiek brakuje, to my zaraz hyc… MACKIE Klawicymbał tak – krzesła nie! No i co ty na to, kochanie? POLLY To jeszcze nie jest najgorsze… MACKIE Do najgorszego nie dopuścimy. Dwa fotele i kanapa. Przecież młoda para nie spędzi nocy na podłodze… POLLY Jeszcze by tego brakowało! MACKIE Ostro. Urżnąć nogi od klawicymbału. Jazda. Tempo. Czterech ludzi odpiłowuje nogi od klawesynu śpiewając: Bill Lawgen i Mary Sayer W tłusty czwartek pobierali się! … Sto lat, niech żyją nam sto lat! Oblubieniec przezornie nie wpadł w złość, Że wybranka ma wianek zmięty dość – Trudno stale pamiętać, kiedy, z kim i gdzie! … Sto… WALTER Takim oto prostym sposobem skonstruowaliśmy ławkę. MACKIE Czy mógłbym jeszcze panów prosić o łaskawe zdjęcie tych okropnych łachów. Ostatecznie to nie jest byle czyj ślub… Polly, proszę, zajmij się przekąską. POLLY I to ma być nasza weselna uczta… Czy to wszystko kradzione, Mack? MACKIE Bez wątpienia, tak jest! POLLY A co byśmy zrobili gdyby tu nagle wszedł… o Boże… szeryf? MACKIE Z przyjemnością bym ci zademonstrował, co twój mąż czyni w takim przypadku… MATEUSZ Ale dziś nie ma o czym mówić. Niemożliwe. Cała policja konna pogalopowała do Daventy. Będą eskortować królową na piątkową koronację. POLLY Dwa noże i czternaście widelców. Po jednym nożu na każde krzesło! MACKIE No coś podobnego! Noży wam brakuje? Praktykant by to lepiej zrobił. Nie macie pojęcia co to jest styl – rokoko, Chippendale, Ludwik XIV… Ekipa wraca, mężczyźni są przebrani w eleganckie stroje wieczorowe, w których najwyraźniej źle się czują. WALTER Staraliśmy się zdobyć najprzedniejsze rzeczy. Sam zobacz… Pierwszorzędny materiał. MATEUSZ Cisza! Pozwoli pan, Kapitanie… MACKIE Polly, racz z łaski swojej… Para ustawia się w pozie godnej do przyjęcia gratulacji. MATEUSZ Pozwoli pan, Kapitanie, iż w najprzecudowniejszym dniu pańskiego życia, w tym majowym rozkwicie pańskiej kariery, rzec chciałem, w punkcie zwrotnym, otóż… tuszę, iż… mogę złożyć niniejszym najserdeczniejsze moje… i tak dalej… Kurde, nie cierpię takiej gadaniny! Krótko: Ściska rękę Mackie`go. Najlepszego, byku! MACKIE Dzięki Mateusz, nieźle to ująłeś! MATEUSZ Ściska rękę Polly i obejmuje Macka. Mówię jak myślę. Z serca. No to… Głowa do góry… I nie tylko głowa, nie… Puszcza oko. Inni ryczą ze śmiechu. Mackie jednym ruchem przewraca Mateusza na ziemię. MACKIE Zamknij pysk! Takie świństwa możesz opowiadać swojej Kitty – to w sam raz dla tej szmaty. POLLY Mack, nie bądź ordynarny. MATEUSZ Ja sobie wypraszam. Kitty to nie żadna… szmata. Wstaje powoli. MACKIE Taa. Wypraszasz sobie… MATEUSZ Żadnych świństw przy niej nigdy nie mówię. Za bardzo szanuję Kitty, ale ty i tak tego nie zrozumiesz. Kto tu komu będzie świństwa wytykał? Myślisz, że Lucy nie rozpowiedziała coś do niej wygadywał? Ja przy tobie wyglądam jak dziewica z odzysku. Mackie patrzy na niego złowrogo. KUBA Dajcie spokój, to w końcu dzień ślubu… MACKIE Ładne wesele, nie, Polly? I takich sukinsynów musisz oglądać… Na pewno nie przyszłoby ci do głowy, że przyjaciele tak potraktują twojego męża. Mam nauczkę… POLLY Ależ… Jest całkiem w porządku. ROBERT – PILNIK Dosyć gadania. Nikt nikogo nie traktował jakoś tam. Zwykła różnica zdań. Twoja Kitty nie jest gorsza od innych. No i dobra… Kesz, pokaż swój podarunek. WSZYSCY Pokazuj, prędzej! MATEUSZ Obrażony. Weźcie sobie. POLLY Prezent? Bardzo dziękuję, panie Mateuszu! Spójrz Mackie, jaka gustowna, naprawdę urocza koszulka nocna… MATEUSZ Może i to, to świństwo, kapitanie? MACKIE Dobrze już. Nie chciałem cię dotknąć w tym wyjątkowym dniu. WALTER A tu co mamy? Chippendale! Pokazuje wspaniały zegar. MACKIE Quatorze! POLLY Cudny. Jestem taka szczęśliwa. No, słów mi brak. Dzięki za pamięć! Takie cudne rzeczy – szkoda, że nie mamy mieszkania. Co, Mack? MACKIE Dopiero zaczynamy nowe życie. Początki zawsze są trudne… Dziękuję ci, Walterze. Ale już zostawmy te głupstwa i do stołu! KUBA Podczas gdy inni szykują nakrycia. Ja, niestety, nic nie zdobyłem. Zapewnia Polly. Proszę mi wierzyć. To dla mnie bardzo bolesne… POLLY Nieważne doprawdy, panie Jakubie. KUBA Wszyscy sypią prezentami, a ja stoję z pustymi rękami. Niech choć pani mnie zrozumie. To pech. Mógłbym pani opowiedzieć, ale… To się w pale nie mieści. Spotykam kiedyś tę Jenny – Knajpiarkę i zagaduję: słuchaj, zdziro jedna… Zauważa, że Mackie stoi za nim, więc przerywa i odchodzi. MACKIE Prowadząc Polly do stołu. Tak wspaniałych potraw nie kosztowałaś jeszcze nigdy w życiu. Czy mogę prosić. Wszyscy siadają do stołu. EDE Wskazując zastawę. Talerze – z hotelu „Savoy”. KUBA Jajeczka w majonezie od Selfridge`a. Był jeszcze kubełek pasztetu, ale Jimmy musiał go wykończyć po drodze, bo się nam niechcący przestrzeliła dziura… WALTER Nie mówi się „dziura” w przyzwoitym towarzystwie. JIMMY A ty nie mlaskaj podczas uroczystości… Nie mlaszcz… MACKIE A może by tak ktoś z gości zaśpiewał coś. Coś nastrojowego? MATEUSZ Nastrojowego? Parska. Ale numer! Siada spiorunowany spojrzeniem Macka. MACKIE Wytrącając komuś talerz z rąk. Cisza. Poczekajcie z tym jedzeniem. Nie tak od razu się rzucajcie na stół. Chciałbym, żeby był nastrój – jak w wytwornym towarzystwie. KUBA No to co ma być? MACKIE Czy zawsze sam muszę wszystko kombinować? Nie wymagam żebyście odstawiali tu całą operę, ale życie nie polega wyłącznie na żarciu i opowiadaniu grubych numerów… Moglibyście chyba coś zgrabnie zaaranżować, żebym wiedział, co warci są moi przyjaciele. POLLY A łosoś jest kapitalny, Mack… EDE Nie, jeszcze pani takiego nie łykała. Dzień w dzień się u Macka przekąsza łososiem, madame. Będzie pani dobrze, jak u Pana Boga za piecem. Zawsze mówiłem, że Mackie to partia dla istoty, która jest stworzona do wyższych celów. To samo powtarzałem Lucy… POLLY Lucy? Kto to jest Lucy, Mack? KUBA Zmieszany. Lucy? Niech pani tego tak serio nie bierze… Mateusz wstał i daje Kubie znaki ostrzegawcze zza pleców Polly. POLLY Zauważywszy to. Pan czegoś szuka? Soli? Co pan chciał powiedzieć, Jakubie? KUBA Tak jakby nic… W rzeczy samej, nic nie mam do powiedzenia… MACKIE Kuba, co trzymasz w dłoni? KUBA Nóż, kapitanie. Czy… MACKIE A co masz na talerzu? KUBA No rybkę jakby, kapitanie. MACKIE I nożem będziesz rżnął pstrąga, co? Kuba! Szlag mnie trafi! Spójrz na Polly – je rybę nożem? Tylko świnia tak postępuje, rozumiesz, Kuba, o co mi idzie? Oj, Polly, będziesz miała dużo pracy, nim zrobisz z tej hałastry ludzi. Czy wy w ogóle wiecie, co znaczy „człowiek”? WALTER A dziwka to też człowiek? POLLY A fe, Walter… MACKIE To nie chcecie śpiewać? Nie zamierzacie mi uprzyjemnić dnia? A więc to znów ma być podły, szary, smętny, powszedni dzień, podobny do innych przeklętych dni? A czy, kurwa, ktoś stoi pod drzwiami i daje oko? To o tym też mam dziś myśleć? Może sam będę drzwi otwierał, a wy się poobżerajcie na mój rachunek? WALTER Ponuro. A dlaczego na twój rachunek? JIMMY Karawaniarz, daj spokój. Idę kapować, ale kto by tu przylazł… Wychodzi. ROBERT – PILNIK Byłaby niezła chryja, jakby w tym uroczystym dniu zwinęli wszystkich gości. WALTER Wypluj to słowo! JIMMY Kapitanie, gliny! WALTER Tygrys – Brown. MATEUSZ Spokój. To tylko wielebny pastor Kimball. Kimball wchodzi. WSZYSCY Krzyczą. Witamy wielebnego pastora. KIMBALL No, odszukałem was nareszcie. W ubożuchnej was znajduję izdebce. Domek ciasny, jak to mówią, ale własny! MACKIE Własny – księcia Devonshire… POLLY Dobry wieczór, waszej wielebności. Szczęśliwa jestem, że ojciec raczył w tym najpiękniejszym dniu naszego życia… MACKIE Panowie! Zaintonujmy chorał na cześć przewielebnego pastora Kimball. MATEUSZ Chorał? To może ten o Billym Lawgenie i Mary Sayer? KUBA Jasne… Akurat w porządku. KIMBALL Zaśpiewajcie, szlachetni młodziankowie, zaśpiewajcie chórem. Dobry śpiew więcej wart jest w niebie, niż marna modlitwa. WALTER No to, koledzy, sru! Pieśń weselna dla ubogich Bill Lawgen i Mary Sayer W tłusty czwartek pobierali się! … Sto lat, niech żyją nam sto lat! Oblubieniec przezornie nie wpadł w złość, Że wybranka ma wianek zmięty dość – Trudno stale pamiętać, kiedy, z kim i gdzie! … Sto… Czy profesję żony swej znasz? Nie! Czy tryb życia zmienić zamiar masz? Nie! … Sto lat, niech żyją nam sto lat! Billy Lawgen krzyknął: ja chcę mieć Nie jej rękę, a wyłącznie płeć! Śmieć! MACKIE To już wszystko? Cieniutko. MATEUSZ Cieniutko? Oto podziękowanie… Cieniutko. MACKIE Przymknij się! MATEUSZ No właśnie mówię, że cieniutko, bez feelingu… POLLY Słuchajcie, jeśli żaden z was nie potrafi nic odstawić, to ja sama spróbuję. Odegram historyjkę dziewczyny z jednej podłej knajpy w Soho. Zmywała naczynia i wszyscy się z niej wyśmiewali zawsze, a ona zaczepiała gości i gadała do nich niestworzone rzeczy… Zaraz zaśpiewam o tym. Tu będzie bar – musicie sobie wyobrazić, że jest cholernie brudny. Za barem stoi dziewczyna. Dzień i noc. To jest kubeł na zlewki, to ścierki do szkła. Tam gdzie wy siedzicie, są goście, co się z niej nabijają. Też się możecie śmiać, no żeby było tak samo, ale jak nie chcecie, to nie. Zaczyna udawać, że zmywa naczynia. Teraz jeden z was… Wskazuje na Waltera. … o może pan, niech pan powie: No, kiedy przypływa twój okręt, Jenny? WALTER No, kiedy przypływa twoja łajba, Jenny? POLLY A inny niech powie: Lepiej zmywaj gary! Patrzcie, narzeczona pirata! MATEUSZ Patrzcie, narzeczona pirata, a myje brudne gary! POLLY A teraz zaczynam naprawdę. Oświetlenie do songu: złociste. Organy też oświetlone. Z góry zjeżdżają trzy reflektory i tablica z napisem: JENNY – NARZECZONA PIRATA Jenny piratka 1. Szanowni panowie, ja kufle tu zmywam I sprzątam, co po was zostało. I jestem na każde żądanie i każdy gest, Bo ten hotel parszywy przystanią moją jest – Ale wiecie o mnie strasznie mało. Ale wiecie o mnie strasznie mało. Lecz któregoś wieczoru cały port Przetnie dziwny wiatru jęk. Ktoś spyta: Co to za dźwięk? A ktoś inny widząc uśmiech mój spokojny Szepnie: Ach, ten spokój budzi lęk. Wtedy okręt o siedmiu żaglach I czterdziestu armatach Wyłoni się z mgły. 2. Szef krzyknie: Do kuchni marsz, na co się gapisz. Wy nędzne napiwki mi dacie. I pójdę do pracy za grosze i marny wikt, Lecz tej nocy na pewno nie zaśnie tutaj nikt – Chociaż jeszcze mnie nie rozpoznacie. Chociaż jeszcze mnie nie rozpoznacie. Właśnie tego wieczoru cały port Opanuje groźny wrzask. Ktoś spyta: Co to za wrzask? A ktoś inny widząc w moich oczach błyski Szepnie: Ach, to ognia dziki blask. Wtedy okręt o siedmiu żaglach I czterdziestu armatach Salwą rozedrze noc. 3. Szanowni panowie, czy śmiać się zechcecie, Gdy będzie czerwony kur szalał? Dla miasta przyniesie on apokalipsy czas, Wszystko legnie w ruinie i ujrzy każdy z was, Że jedynie hotel ten ocalał. Że jedynie hotel ten ocalał. Jasność łun rozświetlił nocy mrok, Świt zasnuje dymów czerń. Ktoś krzyknie: To śmierci cień! A ktoś inny, widząc uśmiech mój wyniosły Szepnie: Ach, to jej triumfu dzień. Wtedy okręt o siedmiu żaglach I czterdziestu armatach Oprze burtę o brzeg. 4. A kiedy piraci na ląd zejdą z bronią, By mścić się, mordować i grabić, Skowyczeć będziecie i łbami walić w bruk, Lecz w kajdany was skują i rzucą mi do nóg I spytają: Kogo mamy zabić? I spytają: Kogo mamy zabić? Straszna cisza wypełni cały port, Tylko echo z piekieł dna Powtórzy: Kto umrzeć ma? A ja wtedy bez wahania powiem: Wszyscy! I przy każdej ściętej głowie krzyknę: Hop – la! Wtedy okręt o siedmiu żaglach I czterdziestu armatach Zabierze mnie w dal. MATEUSZ Ależ numer, co? Jak szanowna pani potrafi od razu tyle zagrać na pamięć? MACKIE Numer? To nie żaden numer, idioto – to jest sztuka, a nie numer. Byłaś fantastyczna, Polly. Ale przed taką zbieraniną, nie ujmując waszej wielebności, to nie ma sensu. Po cichu do Polly. I nie życzę sobie na przyszłość, żebyś publicznie urządzała takie cyrki. Zapamiętaj to sobie! Przy stole nagle wszyscy śmieją się z Pastora. Co wasza wielebność ma w ręku? KUBA Dwa noże, kapitanie. MACKIE A co wasza wielebność ma na talerzu? KIMBALL Zdaje się, że łososia. MACKIE Aha… I nożem kroi pan łososia, tak? KUBA Widzieliście coś takiego, z nożem siada do ryby. Kto tak robi jest najzwyczajniejszą… MACKIE Świnią. Rozumiesz co powiedziałem, Kuba? To ucz się! JIMMY Wpada Kapitanie! Gliny… Jak nic sam szeryf! WALTER Brown. Tygrys – Brown, MACKIE Tak jest – Brown zwany Tygrysem. Sam Tygrys – Brown, pierwszy szeryf Londynu i opoka więzienia w Old Bailey… Wstąpił przypadkiem w skromne progi kapitana Macheatha… Bądźcie czujni – zaraz możecie się sporo nauczyć. Szajka kryje się. KUBA Już widzę jak dyndam na szubienicy! Brown wchodzi. MACKIE Halo, Jackie. BROWN Halo, Mack. Nie ma dziś za wiele czasu. Zaraz muszę wracać… Dlaczego to znów, jak na ironię, cudza stajnia. Przecież to znowu włamanie.. MACKIE Ależ, Jackie. Budyneczek leżał akurat tak dogodnie, po drodze a na ustroniu. Cieszę się, ze nie zapomniałeś o weselu swojego starego kumpla. Pozwolisz, ze przedstawię ci… moja żona, Polly, z domu Peachum. Polly, oto Brown, słynny Brown, nie bez przyczyny zwany Tygrysem. Poklepuje go po ramieniu. A to moi przyjaciele, Jackie, zresztą znasz ich na pewno nie od dziś. BROWN Z niechęcią. Jestem tu najzupełniej prywatnie, Mack. MACKIE Oni również. Woła kumpli, którzy wychodzą po kolei z rękami do góry. Hej, Kuba! BROWN Kuba – Rączka. Znam tego ptaszka. MACKIE Hej, Jimmy, Pilnik, szybciej… Walter! BROWN A szlag z tym. Jak prywatnie to prywatnie. MACKIE Halo – Karawaniarz, Kesz, no… BROWN No, siadajcie, panowie, siadajcie. WSZYSCY Dziękujemy. BROWN Cieszę się, ze mogłem poznać uroczą żonę mojego przyjaciela. Macka. POLLY Jestem zaszczycona. MACKIE A więc, załoga… na pokład. Żeglujmy po morzu whisky. Polly! Panowie! Siedzicie w towarzystwie człowieka, który z woli samego króla wyniesiony został ponad pospólstwo, a jednak pozostał mym niezawodnym druhem w niezliczonych burzach i nawałnicach, zmiennych kolejach losu i tak dalej. Wiecie, o kim mówię. I ty także wiesz, Brown… Jackie – pamiętasz, jak razem służyliśmy w Indiach? Wiesz co, Jackie? – zaśpiewajmy naszą żołnierską pieśń o kanonierach. Siadają na stole. Oświetlenie sceny podczas songu: złote. Organy także oświetlone. Z góry zjeżdżają trzy reflektory i tablica z napisem: Pieśń kanonierów. 1. John miał już wąsik, a Jimmy jeszcze nie, A Georgie był podoficerem – Armia nie pyta: kto bój przeżyć chce? W końcu ludzkie życie jest dla armii celem! Gdzie jest kwatera Dla kanoniera? Marszruta: Cap – nord west. Brnie artyleria w deszcz, Targa nią śmierci dreszcz, Więc gdy się zdarzy chłopcom Rasę napotkać obcą, Armatnie mięso zmienią w krwisty befsztyk, tak jest! John się załamał i whisky wciąż chlał, Jim dostał febry, czy malarii, Lecz sierżant Georgie, choć także się bał, Zaklął: Kurwa! Nie zmarnują całej armii?! Gdzie jest kwatera Dla kanoniera? Marszruta: Cap – nord west. Brnie artyleria w deszcz, Targa nią śmierci dreszcz, Więc gdy się zdarzy chłopcom Rasę napotkać obcą, Armatnie mięso zmienią w krwisty befsztyk, tak jest! John dostał kulkę, a Jimmy aż trzy, A Georgie przepadł gdzieś bez śladu. Czy to szaleństwo, czy może zew krwi, Że do wszystkich armii świata wciąż trwa nabór?! Gdzie jest kwatera Dla kanoniera? Marszruta: Cap – nord west. Brnie artyleria w deszcz, Targa nią śmierci dreszcz, Więc gdy się zdarzy chłopcom Rasę napotkać obcą, Armatnie mięso zmienią w krwisty befsztyk, tak jest! MACKIE I choć rozdzieliły nas, przyjaciół z młodych lat, rwące fale życia, chociaż prowadzimy różne interesy, ktoś mógłby nawet uznać, że sprzeczne – nasza przyjaźń przetrwała wszystko. I wy bierzcie z nas przykład. Oto: Kastor i Polluks, Hektor i Andromacha, i tak dalej. Nie zdarzyło mi się – mnie, prostemu bandycie ulicznemu – dokonać lepszego skoku, bym jemu, przyjacielowi, nie odstąpił lwiej części w dowód mej niezmiennej wierności. I on także – Jimmy, nie trzymaj noża w gębie! – wszechwładny szef policji, kiedykolwiek zarządzał większą obławą, zawsze mi dawał w porę cynk i tak dalej, wszystko opiera się, jednym słowem: na wzajemności! Bierzcie z nas wzór! Bierze Browna pod rękę. Tak, stary. Cieszę się, że jesteś. To prawdziwa przyjaźń. Pauza. Brown zamyślony spogląda w dywan. MACKIE Oryginalny – perski. BROWN Widzę. Z firmy „Dywany Orientu – Spółka Akcyjna”. MACKIE Jesteś znawcą. Tam zaopatrujemy się we wszystko. Szkoda, że dziś cię przy tym nie było. Mam nadzieję, że mimo piastowanego stanowiska nie odbierasz tego z osobistą przykrością. BROWN Sam wiesz, Mackie, że nie potrafię ci niczego odmówić. Muszę iść. Tyle mam roboty. Gdyby podczas koronacji królowej cokolwiek się zdarzyło… MACKIE Jackie, posłuchaj. Mój teść to wyjątkowa kanalia. Czy w razie czego, no, gdyby chciał mi podstawić nogę, no… Czy w Scotland Yardzie jest jakiś donos na mnie? BROWN Scotland Yard nic na ciebie nie ma, nic! MACKIE Świetnie. BROWN Wszystko załatwiłem jak należy. Żegnam. MACKIE Panowie! Powstać! BROWN Do Polly. Życzę szczęścia! Wychodzi – Mack odprowadza go. KUBA Który wraz z Mateuszem i Walterem wyjaśniał coś Polly. Muszę przyznać, że miałem takiego cykora, gdy usłyszałem, ze to Tygrys. MATEUSZ W najwyższych kręgach rządowych mamy stosunki, łaskawa pani. WALTER Tak. Mackie zawsze wie, co jest grane… Ale my też mamy jeszcze coś ekstra. Panowie! Już wpół do dziesiątej! MATEUSZ Teraz gwóźdź programu! Kolejno znikają za dywanem zasłaniającym jakiś przedmiot. Mack wraca. MACKIE Co wy tam kombinujecie? MATEUSZ Kapitanie, mała niespodziwajka. Zza dywany słychać piosenkę o Billym Lawgenie nuconą półgłosem, ale wyraźnie. Pod koniec pierwszej zwrotki Mateusz zrywa dywan i odkrywa łóżko – wszyscy śpiewają możliwie najgłośniej. MACKIE Dzięki, przyjaciele, dzięki. WALTER To my, po cichutku, spadamy, chodźcie! Wychodzą. MACKIE Teraz pora na uczucia – w końcu i one muszą dojść go głosu. Człowiek bez uczuć jest bydlęciem… Polly! Czy widzisz ten księżyc nad Soho? Muzyka. POLLY Ach, widzę miłość! Czy wiedziałeś, ze cię pokocham? MACKIE Serce wierzyło! POLLY Z tobą cały świat zdobędę! MACKIE Gdzie ty będziesz, tam zawsze będę! MACKIE I POLLY Choć przysiąg małżeńskich nie spisał nikt, Choć nikt nie przyniósł kwiatów tu nam, Choć nie wiem skąd strój, stół i weselny wikt, To stoję u nieba bram. Wypijmy za szczęście, wypijmy do dna, Potem trzeba stłuc puste szkło, Bo chociaż miłość także koniec ma, Nie warto wyglądać go! 3 Dla Peachuma, który rozumie okrucieństwo świata, utrata jedynej córki oznacza wizję rychłego bankructwa jego firmy: JONATAN JEREMIASZ PEACHUM „PRZEBIERALNIA DLA ZEBRAKÓW” Pod drzwiami stoi Polly w kapeluszu, płaszczu, z walizką. Po prawej stronie sceny stoi Pan Peachum z Panią Peachum. PANI PEACHUM Co? Wyszłaś za mąż? Ludzie! Człowiek obwiesza ją sukienkami, kapeluszami, rękawiczkami, parasolkami, a kiedy wreszcie wyda na to to więcej niż na żaglowiec, to to gdzieś leci i wpada w byle kupę śmieci, jak zgniły ogórek… Czy naprawdę wyszłaś za mąż?… Oświetlenie sceny podczas songu: złote. Organy także oświetlone. Z góry zjeżdżają trzy reflektory i tablica z napisem: Polly oświadcza rodzicom w krótkiej piosence, iż wzięła ślub z bandytą Macheathem. 1 Gdy byłam dziewczęciem chodziłam w rozterce – Jak ochronić panieńską swą cześć? Nie wiedziałam co robić, jaką dać mam odpowiedź, Gdy ktoś zechce przed ołtarz mnie wieść. Choćby miał forsę, Był ekstra gościem, Co elegancki jest w powszednie dnie, I choćby szyk miał, Zwłaszcza w towarzystwie dam, Powiem mu chyba: Nie! Wtedy będę mogła zadrzeć troszkę noska, Śmiać się ludziom w twarz… Księżyc może stać na niebie całą noc, Niech wypali się do szczętu jego moc, Gdy przy oknie pełni straż. Mogłam oddać się bez reszty komuś, lecz Mogłam łatwo zbyt pomylić się – Noc upalna… A serce zimne… Dlatego odpowiedziałam: Nie! 2 Mój pierwszy konkurent wrodzoną kulturę Wyniósł z domu, a był z Hrabstwa Kent. Drugi w porcie miał statki, trzeci każde wydatki Ponieść mógł, dla mnie rzucił West End. Każdy miał forsę, Był ekstra gościem, Co elegancki jest w powszednie dnie, I każdy szyk miał, Zwłaszcza w towarzystwie dam, Lecz im krzyknęłam: Nie! I dlatego mogłam zadrzeć w górę noska, Ludziom śmiać się w twarz… Księżyc mógł na niebie sterczeć całą noc, Wypalała się do szczętu jego moc, Gdy przy oknie pełnił straż. Mogłam oddać się bez reszty komuś, lecz Mogłam łatwo zbyt pomylić się – Noc upalna… A serce zimne… Dlatego odpowiedziałam : Nie! 3 Aż razu pewnego spojrzałam na niego – Zawsze będę pamiętać ten dzień – Miał wytarty kapelusz, szedł przed siebie bez celu I musiałam pójść za nim jak cień. Choć stracił forsę, Nie był ekstra gościem, Zgubił sens życia, znalazł się na dnie, I w pogardzie szyk miał, Zwłaszcza w towarzystwie dam, Nie mogłam szepnąć: Nie! Wtedy już nie mogłam wcale zadrzeć noska, Ludziom śmiać się w twarz… Księżyc gonił za gwiazdami całą noc, Pierwszy raz poczułam w sobie jego moc… Powiedz, że mi szczęście dasz.. Mogłam oddać się bez reszty komuś i Zrozumiałam czego w życiu chcę… Noc upalna rozgrzała serce – Dlatego nie powiedziałam: Nie! PEACHUM A więc to tak. Została dziwką bandyty. Niezmiernie się cieszę. Jestem wprost zachwycony. PANI PEACHUM Jeżeli jesteś już tak niemoralnie dorosła, żeby wychodzić za mąż, to czy musiałaś wybrać właśnie włamywacza i koniokrada? Co z tego będziesz miała?! Aaa, mogłam to przewidzieć – już jako bachor zadzierała nosa jak angielska królowa! PEACHUM Wyszłaś? Na pewno? POLLY Tak, wczoraj o piątej po południu. PEACHUM I to za notorycznego przestępcę. Jak się nad tym zastanowić, to dowód wielkiej odwagi z jego strony… Ale jeżeli oddam mu córkę – jedyną podporę nadchodzącej starości – to zawali się mój dom i nawet najgorszy pies podwórzowy stąd ucieknie. Nie, nic nikomu nie dam. Nie stać mnie na to! Gdybym oddał tyle, co brudu za paznokciem, naraziłbym się na śmierć głodową. Nie dam, nie oddam… Lecz jeśli ocalę choć jedno polano na zimę, to we troje może jakoś doczekamy przyszłego roku… PANI PEACHUM Co ty sobie wyobrażasz? To ma być twoja wdzięczność za wszystko? Nie, ja zaraz zwariuję. W głowie mi huczy. Nie panuję nad sobą… Och… Mdleje. Podajcie mi szklankę Medoc Cordial. PEACHUM Zobacz co zrobiłaś swojej matce. Prędzej! Jesteś kochanicą bandyty. Patrz, jak ta biedna kobieta to strasznie przeżywa… Polly wraca z buteleczką. To jedyny ratunek dla twojej nieszczęsnej matki! POLLY Niech wypije dwie szklanki. Organizm mamy wymaga chyba podwójnej dawki. Zaraz wróci do siebie, zobaczysz! Polly jest zadowolona, wręcz rozpromieniona. PANI PEACHUM Budząc się z omdlenia. Jeszcze śmiesz udawać współczucie?! Wchodzi pięciu żebraków. PIERWSZY ŻEBRAK Protestuję i wnoszę reklamację. To nie jest żaden interes, jeśli nie można dostać porządnej kuli do nogi. To jest jakiś szmelc i jeszcze muszę płacić za niego własną krwawicą. PEACHUM Czego marudzisz – to taka sama kula jak inne, tylko nie potrafisz o nią dbać. PIERWSZY ŻEBRAK Tak? To dlaczego nie zarabiam tyle co inni? Ze mną te sztuczki panu nie przejdą… Odrzuca kulę. Już wolę sobie własną nogę odrąbać niż wyrzucać pieniądze na takie gówno. PEACHUM I czego wy właściwie wszyscy ode mnie chcecie? A czy to moja wina, że ludzie mają serca z kamienia? Nie mogę nikomu dać pięciu kikutów. I tak ze zdrowego człowieka w parę minut robię taką pożałowania godną maszkarę, że pies by z rozpaczy zawył. Ale nic nie poradzę, kiedy ludzie nie chcą płakać… Masz tu jeszcze jedną kulę, jeśli tamta sprawia ci zawód, ale dbaj o sprzęt. PIERWSZY ŻEBRAK No, dobra. Może teraz jakoś pójdzie. PEACHUM Oglądając protezę Drugiego Żebraka. Celio, mówiłem, że guma jest lepsza od skóry, bo wygląda bardziej obrzydliwie… Do Trzeciego. O, wrzód się goi… Chyba teraz trzeba mu z przodu zrobić czyraka, Celio, słyszysz? Do Czwartego. Sztuczne strupy są lepsze niż prawdziwe. Do Piątego. No, jak ty wyglądasz? Znowu się nażarłeś! Nie, ja tego nie mogę amatorstwa tolerować. PIĄTY ŻEBRAK Panie Peachum, daję słowo, nic nie jadłem. Ta otyłość jest chyba chorobliwa. Nic nie poradzę! PEACHUM Ja też nic! Jesteś zwolniony! Do wszystkich. Pomiędzy sztuką wzruszania a wyprowadzania z równowagi jest chyba oczywista różnica. Potrzebuję artystów! W dzisiejszych czasach jeszcze tylko artyści potrafią poruszyć serca. Jak ktoś dobrze pracuje, zdobywa aplauz. A jak ktoś nie ma żadnych pomysłów, to… na bruk. Nie przedłużamy kontraktu! Żebracy wychodzą. POLLY Nie wyszłam za Macka dla ładnych oczu. Nie jestem głupia, on ma niezłe dochody – zapewni mi godziwą egzystencję. Jest świetnym fachowcem – głównie włamywaczem, ale ma też doświadczenie w napadach ulicznych. I znam dokładnie stan jego konta, ha… Parę dobrych interesów i kupimy sobie małą willęna wsi, jak ten cały pan Szekspir, co go tata tak ceni. PEACHUM Widzę proste rozwiązanie. Wyszłaś za mąż? Wyszłaś! A co robi kobieta zamężna? Rozwodzi się! I po co te nerwy, trudno było wpaść na lepszy pomysł. POLLY Nie rozumiem, co papa ma na myśli. PEACHUM Twoje dobro. POLLY Ale ja go przecież kocham! PEACHUM No, ty już zupełnie wstydu nie masz! POLLY Mamo, czy mama nigdy nie była zakochana? PANI PEACHUM Jak śmiesz mówić takie rzeczy do rodzonej matki. Te przeklęte książki we łbie ci pomieszały. Przecież wszystkie żony się rozwodzą. POLLY Ja będę wyjątkiem. PANI PEACHUM Stłukę ci dupę na kwaśne jabłko, ty… ty wyjątku! POLLY Wszystkie matki są podobne, ale to nic. Prawdziwa miłość nie dba o sine pręgi na tyłku. PEACHUM Polly, nie przeciągaj struny… POLLY Nikt nie odbierze mi mojej miłości! PANI PEACHUM Jeszcze słowo a dostaniesz po gębie. POLLY Miłość jest ważniejsza niż wszystko inne na świecie. PANI PEACHUM Przecież ten łobuz ma kilka bab naraz. Jak go będą wieszać, to zobaczysz ile wdów zgłosi się z bękartami. O Boże, Jonatanie… PEACHUM Wieszać? Kapitalna myśl. Polly, wyjdź na moment. Polly wychodzi. Czysty zysk – czterdzieści funciaków. PANI PEACHUM Rozumie się – chcesz go sypnąć. Doniesiesz szeryfowi? PEACHUM Oczywiście. Nagroda. I jeszcze za frajer go nam powieszą… Jeden ogień – dwie pieczenie… Trzeba się dowiedzieć, gdzie on teraz jest. PANI PEACHUM Nie trzeba, wiem dokładnie. U swoich panienek. PEACHUM Ale żadna go nie wyda… PANI PEACHUM No, o to tu już się nie martw. Pieniądz rządzi światem. Od razu lecę na Turnbridge i pogadam z kim trzeba. Jeżeli ten pan zada się z którąkolwiek – w ciągu dwóch godzin mamy go. POLLY Która podsłuchiwała za drzwiami. Ciekawe, może sobie mam drogi oszczędzić. Zanim Mack spotkałby się z taką osobą, prędzej sam by się oddał w ręce policji. Ale gdyby się nawet osobiście stawił do więzienia, to pan szeryf najwyżej poczęstuje go coctailem, cygarem i pogawędzi z nim o pewnej firmie z tej ulicy., która nie jest tak zupełnie czysta. Niech się tata dowie, że pan szeryf znakomicie się bawił na moim weselu! PEACHUM A jak się szeryf nazywa? POLLY A Brown się nazywa. Pewnie o nim słyszałeś: Tygrys – Brown. Ci, którzy przed nim drżą nazywają go Tygrysem, ale mój Mackie zwraca się do nie go per Jackie. Bo dla niego to po prostu Jackie – przyjaźnią się od dzieciństwa. PEACHUM Niesłychane – przyjaciele! Pan szeryf i pan bandyta – to chyba jedyni przyjaciele w tym mieście! POLLY Rozpoetyzowana Kiedy piją coctail, trzymają się za twarze i mówią: ”Jeśli chcesz strzelić jeszcze jednego, to i ja jeszcze jednego strzelę!”. A jeżeli jeden musi odejść, drugi ma załzawione oczy i mówi: ”Dokąd ty idziesz tam i ja chcę podążyć!”… A w Scotland Yardzie nie mają nic na Macka! PEACHUM Pomiędzy wtorkowym wieczorem a czwartkowym porankiem udało się panu Macheath, kilkakrotnie już żonatemu, uwieść i uprowadzić z domu moją córkę Polly – pod pozorem, że się z nią żeni. Oświadczam, iż nie minie tydzień, gdy będzie dyndał na stryczku. „Panie Macheath – miał pan do niedawna białe rękawiczki, glace, laseczkę z główką z kości słoniowej, bliznę na szyi i Hotel „Pod Flądrą” do usług. Wkrótce zostanie panu jedynie blizna przedstawiająca spośród pańskich znaków szczególnych wartość zdecydowanie najmniejszą. Już jest pan osaczony w klatce, a lada dzień, lada moment…” PANI PEACHUM Oj, nie wiem czy ci się plan powiedzie, Jonatanie. To, jakby nie było, Mackie Majcher, legendarny złoczyńca londyński. Jak dotąd brał co chciał, jak swoje. PEACHUM Tak, to tylko Mackie Majcher. A pan Peachum idzie do szeryfa. Ja idę! Ty leć na Turnbridge. PANI PEACHUM Do tych dziwek… PEACHUM Wielka jest podłość tego świata. I dlatego bez przerwy trzeba przebierać nogami, żeby w chwili nieuwagi nikt ich nie wyrwał spod bezradnego kadłubka i nie ukradł. POLLY Chętnie uścisnę rękę pana Browna, papo. Wszyscy troje wychodzą na proscenium i śpiewają „Pierwszy finał”. Na tablicy napis: PIERWSZY FINAŁ OPERY ZA TRZY GROSZE O niepewności ludzkiej egzystencji POLLY O marzeniach mówić mam: Ach, nie mogę już udawać, Chcę mężczyźnie szczęście dawać – Na tym się jedynie znam. ( zresztą wziąłby sobie sam ) PEACHUM Trzymając w rękach Biblię. Cóż, każdy człowiek na tym łez padole Do chwili szczęścia prawo musi mieć. I do kawałka chleba na swym stole, Bo nie da się kamieni przecież żreć. To święte prawo na tym łez padole… To prawo zna i ksiądz i finansista, Ty jednak musisz głodny być i tak, Bo każdy może z pełni praw korzystać, Jeżeli forsę ma! A forsy brak! PANI PEACHUM Dobrą wolę w sobie mam, By okiełznać wszelkie żądze, Głębiej schowam więc pieniądze, Nim je biedakowi dam. ( zresztą, niech zarobi sam ) PEACHUM Cóż, Pan dał człowiekowi wolną wolę I człowiek musi wykorzystać to. Królestwo Boże w domu, w pracy, w szkole Panować będzie, kiedy sczeźnie zło. Już widzę nad swą głową aureolę. Dokoła tylu ludzi dobrej woli, Ty jednak znasz ich miłosierdzia smak, Co z ziemskich dóbr korzystać ci pozwoli, Jeżeli forsę masz! A forsy brak! POLLY I PANI PEACHUM Musimy rację przyznać ci, Że świat jest biedny, ludzie źli! PEACHUM Niestety, to wygląda tak: Nie zrobisz nic, gdy forsy brak! Każdy by ziemski raj zbudować chciał, Gdyby kto inny mu pieniądze dał! Lecz kto takiego kiedy znał? Braciszek, co cię kocha tak, Za byle ochłap, byle flak, Po prostu w dupę kopnie cię – Braterstwo? Tak, dlaczego nie?! Żoneczka, co cię kocha tak, Słabo ci widząc pierwszy znak, Po prostu w dupę kopnie cię – Oddanie? Tak, dlaczego nie?! Córeczka, co cię kocha tak, Gdy pozna żeś już stary wrak, Po prostu w dupę kopnie cię – Szacunek? Tak, dlaczego nie?! POLLY I PANI PEACHUM To konstatacja smutna, Prawdziwa więc okrutna: Że świat jest podły, ludzie źli, A Stwórca w niebie chyba śpi! PEACHUM Niestety to wygląda źle, Ten świat na mordę stacza się! Lecz jeśli mam pobożnie żyć, Warunki muszą tu stworzone być! No, jeśli mam pobożnie żyć, Warunki muszą tu stworzone być! WSZYSCY TROJE Niech się obudzi Bóg lub rząd, A my w cholerę chodźmy stąd! PEACHUM Faktycznie, to wygląda źle – Ten świat na mordę stacza się! Jeżeli nie ma lepszych wyjść Musimy na ulicę wyjść! AKT DRUGI 1. Czwartek. Po południu. Mackie Majcher musi pożegnać swoją żonę, by ukryć się przed własnym teściem wśród bagien Highgate. Stajnia. POLLY Wchodząc. Mackie, Mack, tylko nic się nie bój. MACKIE Leżąc na łóżku. Co się stało? Jakoś dziwnie mi wyglądasz, Polly! POLLY Byłam u Browna z papą. Razem ustalili, że trzeba cię przymknąć. Tata groził czymś strasznym. Brown był z początku po twojej stronie, ale w końcu uległ… Ale kazał mi powiedzieć, że musisz zniknąć na jakiś czas, Mack. No, masz się ulotnić. MACKIE Zniknąć? Oszalałaś! Chodź do mnie, Polly. Mam chęć na coś zupełnie innego! POLLY Nie, Mack. Nie mamy czasu. Strasznie się boję – oni ciągle gadali o szubienicy. MACKIE Nie lubię, gdy stroisz fochy. Scotland Yard nic na mnie nie ma. POLLY Wczoraj może i nie miał, ale dziś wpłynął meldunek. Widziałam akt oskarżenia, ale nie wiem czy wszystko pamiętam. To litania bez końca. Zadźgałeś dwóch handlowców, zrobiłeś trzydzieści włamów i dwadzieścia trzy uliczne rabunki… Podpalenia, morderstwa z premedytacją, fałszerstwa, krzywoprzysięstwa – to wszystko przez zaledwie półtora roku. Jesteś niedobrym człowiekiem – w Winchesterze uwiodłeś dwie siostry, nieletnie. MACKIE Mówiły, że mają ponad dwadzieścia lat. Co Brown na to wszystko? Mack wstaje i idzie wzdłuż rampy pogwizdując. POLLY Dogonił mnie jeszcze na korytarzu i powiedział, że chyba już nic więcej nie może dla ciebie zrobić. Ach, Mackie! MACKIE Dobra. Skoro muszę zniknąć, ty przejmujesz interesy. POLLY Nie wspominaj mi o interesach, Mack. Proszę, pocałuj swoją biedną i unieszczęśliwioną Polly i przysięgnij, że mnie nigdy, ale to przenigdy… Mack jej przerywa, prowadzi do stołu i każe usiąść. To są księgi handlowe. Uważaj – tu masz listę personelu. Czyta. Kuba – Rączka pracuje od półtora roku. Zobaczymy ile miał wpływów: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć złotych zegarków – powoli, ale uczciwie pracuje, Nie właź mi teraz na kolana, nie mam ochoty… Walter Karawaniarz – niepewny cwaniaczek. Kombinuje na własną rękę. Zobaczymy, trzy tygodnie na próbę i aut. Zwyczajnie, dasz cynk Brownowi. POLLY Płacząc. Tak zwyczajnie – dam znać Brownowi. MACKIE Jimmy II – sprawny, choć arogancki. Kręci się wśród dam z najwyższych sfer i potrafi im wyciągnąć nawet prześcieradło spod tyłka. Daj mu coś a conto. POLLY Tak, dam mu zaliczkę. MACKIE Robuś – Piła – no ani krzty talentu, mentalność sklepiarza. Stryczek mu nie grozi, ale legenda po nim nie zostanie na pewno. POLLY Nic po nim nie zostanie. MACKIE Szybko się nauczysz, zresztą wystarczy robić to, co do tej pory: wstajesz o siódmej, myjesz się, ubierasz i tak dalej. POLLY Masz rację, zęby zacisnę i dopilnuję interesów. Co twoje, to i moje, nieprawda, Mack. A co zrobić z melinami? Może najlepiej zlikwidować. Czynsze są coraz wyższe. MACKIE Absolutnie. Będą mi wkrótce potrzebne. POLLY Po co? Nie żal ci naszych pieniędzy? MACKIE Liczysz, że już nie wrócę? POLLY Jak tylko wrócisz wynajmiemy wszystko na nowo, Mack. Ja już dłużej nie wytrzymam. Patrzę na twoje usta, ale nie rozumiem co mówisz. Och, Mack, czy będziesz mi wierny? MACKIE Tak, tak, będę wierny. Chyba nie myślisz, że cię nie kocham? Kocham, ale muszę być przewidujący. POLLY Ach, Mackie. Dziękuję. Mówisz o miłości w momencie, gdy już ruszyły psy gończe… Przy słowach „psy gończe” Mack wstaje, prostuje się, przechodzi na prawą stronę, zrzuca marynarkę i myje ręce. MACKIE Zysk przekażesz na konto w banku Jack Poole w Manchesterze. Powiem ci w sekrecie, że to tylko kwestia najwyżej dwóch tygodni i przejdę do branży bankowej. Wszystko już będzie legalne i jeszcze zwiększymy obroty. Przez ten czas zwiniesz interes, a potem pójdziesz do Browna i dasz mu listę personelu. Te wszystkie szumowiny muszą wylądować w lochach Old Bailey. POLLY Ależ, Mackie. A jak ty im potem w oczy spojrzysz – przecież wysyłasz ich na szubienicę. Jak im będziesz mógł podać rękę? MACKIE Komu? Im mam rękę podawać? Karawaniarzowi, Pilnikowi, Mateuszowi? Tym wisielcom? Wchodzą bandyci. Panowie! Witam was! Jakże się cieszę, że was widzę! POLLY Dzień dobry, panowie. MATEUSZ Kapitanie, mamy już program uroczystości koronacyjnych. Trzeba się sprężyć, czeka nas ciężka harówka. Za pół godziny przybędzie arcybiskup Canterbury. MACKIE O której? MATEUSZ Dokładnie piąta trzydzieści. Kapitanie, czas ruszać. MACKIE Tak, musicie ruszać natychmiast. ROBERT Jak to „musicie”? MACKIE Tak, jeśli chodzi o mnie, to, niestety, jestem zmuszony udać się w niezaplanowaną podróż. ROBERT Boże, namierzyli cię? MATEUSZ I to w takiej chwili. Kapitanie, koronacja bez ciebie, to jak talerz zupy bez łyżki… MACKIE Milczeć. Na czele firmy stanie moja żona. Polly! Wypycha Polly do przodu, a sam obserwuje całą sytuację. POLLY Chłopcy – nasz kapitan może spokojnie jechać. Już my sobie nie damy pluć w kaszę. Damy sobie radę, prawda, chłopaki? MATEUSZ Ja tam nie mam nic do gadania, ale baba, w takich ciężkich czasach. Nie mówię, żeby zaraz coś przeciw my lady, ale z tymi kobitkami… MACKIE Z tyłu. Co teraz zrobisz, Polly? POLLY A ty popaprańcu, ty skurwielu – puściłeś farbę! Zaczyna krzyczeć. Pewno, że nie masz nic przeciw, bo inaczej chłopaki spuściliby ci te portki i tak ci dupę przetrzepali, żebyś trzydzieści lat nie usiadł. Nieprawda, panowie? Chwila ciszy, a potem oklaski od zebranych. KUBA O, o to chodzi… Takiej kobitce można zaufać. WALTER Brawo, pani kapitanowa potrafi gadać do rzeczy. Niech żyje Polly! WSZYSCY Niech żyje Polly! MACKIE To pech, że nie mogę pracować podczas koronacji. Pewny interes. W dzień – wszystkie lokale puste. W nocy całe towarzystwo zalane w trupa. Ty też, Mateusz, prawdę mówiąc, za dużo popijasz. W ubiegłym tygodniu znowu się chwaliłeś, że podpalanie szpitala w Greenwich to twoja robota. Jeszcze raz usłyszę o takich tekstach i wyrzucę cię na mordę. No, kto podpalił ten szpital? MATEUSZ No przecież ja. MACKIE Do innych. Kto podpalił szpital? WSZYSCY Pan, panie Macheath. MACKIE No to kto? MATEUSZ Pod nosem. Pan, panie Macheath… W ten sposób człowiek nigdy nie zajdzie wyżej… MACKIE Wykonując gest zakładania stryczka. O, bez wątpienia wysoko zajdziesz, jeśli myślisz, że możesz ze mną rywalizować. Czy ktokolwiek słyszał, by przykładowo profesor Oksfordu swoje naukowe błędy zwalał na asystenta? Nie, on wszystko bierze na siebie – wszystko, zrozumiano! ROBERT My lady, proszę objąć dowództwo na czas nieobecności kapitana. Dniem obrachunkowym jest czwartek. POLLY A więc co czwartek, chłopcy. Bandyci wychodzą. MACKIE A teraz żegnaj, moje serce, trzymaj się dzielnie i codziennie maluj, tak jakbym był tu przy tobie. To bardzo ważne, Polly. POLLY Jeszcze musisz mi przysiąc, że nie spojrzysz na żadną inną i… i że zaraz wyjedziesz. Twoja mała Polly nie mówi tego przez zazdrość, tylko… No bo to bardzo ważne, Mackie… MACKIE Ależ, Polly, a po co mam się oglądać za jakimiś starymi pudłami? Kocham tylko ciebie. Gdy mrok zapadnie, wyprowadzę swojego wierzchowca z jakiejś stajni i nim księżyc wzejdzie, i nim go ujrzysz przez firankę, będę już za bagnami Highgate. POLLY Ach, Mack, serce mi się z piersi wyrywa. Zostań ze mną i bądźmy szczęśliwi. MACKIE To moje serce z piersi wyskakuje, bo muszę odejść i nikt nie wie, kiedy będę mógł wrócić. POLLY Nasze szczęście trwało tak krótko… MACKIE Jeszcze się nie skończyło. POLLY Wczoraj przyśniły mi się jakieś śmiechy na ulicy. A gdy wyjrzałam, ujrzałam księżyc, taki maleńki jak stara aluminiowa jednopensówka… Nie zapomnij o mnie, Mack, w tych krajach dalekich tak… MACKIE Na pewno cię nie zapomnę, Polly. Pocałuj mnie, Polly. POLLY Adieu, Mack. MACKIE Adieu, Polly. Odchodząc. Ach, każda miłość kiedyś kończy się! Lecz jak i gdzie? – kto wie? POLLY Sama. On tu już nigdy nie powróci… Prysły cudowne Marzenia i plany. Z serca idź precz! Ach, żegnaj, kochany! Pod swoją opiekę O, Madonno, weź mnie! Jak moja mama wszystko Przewidziała wcześniej? Zaczynają bić dzwony. Koronacyjne biją dzwony, A mój najmilszy odszedł w obce strony… I N T E R M E D I U M Przed kurtyną stoi Pani Peachum i Jenny. PANI PEACHUM Kiedy tylko Macheath zjawi się u was, natychmiast wołaj policjantów. Dostaniesz dziesięć szylingów. JENNY On nie jest taki głupi, żeby tu przyłazić, jak się szykuje obława. PANI PEACHUM A ja ci powiadam, Jenny, żeby się na niego nawet szykował cały Londyn, to on i tak przyjdzie do was. To mężczyzna, a taki łatwo nie rezygnuje ze swoich przyzwyczajeń. Zwłaszcza niektórych. Śpiewa. Ballada o seksualnym uzależnieniu. 1. Cóż to za szatan wyrafinowany? On jest rzeźnikiem. Reszta to barany. Wykańcza innych, żeby piąć się wyżej, A da się zniszczyć pierwszej lepszej zdzirze. Tak staje się z człowieka byle czym, Bo popęd seksualny rządzi nim. On Biblię lekceważy, prawem gardzi też, A swoim egoizmem chełpi się, Wie: kto się zada z babą – skończy źle, Więc radzi: bracie, bab się strzeż. Dzień w dzień nad ksiąg uczonych stosem ślęczy, A przyjdzie noc i znów na babie jęczy. 2. Wiadomo, że w męczarniach zgnije marnie Kto wbrew higienie chodzi pod latarnię. Cnót wiekopomnych ustanowił wzór by, Lecz mu się w mózgu zagnieździły kurwy. I tak się stał z człowieka byle czym, Bo popęd seksualny rządził nim. Ten Biblię wciąż cytuje, wierzy w prawa sens, Choć liberalizm nie jest obcy mu – Rozważa jak ideom służyć dwu, A w piątki nie spożywa żadnych mięs. Dzień w dzień nabożnie przed ołtarzem klęczy, A przyjdzie noc i znów na babie jęczy. 2. Jeszcze nie umilkły pierwsze dzwony koronacyjne, a Mackie już bawił wśród panienek z Turnbridge. Prostytutki zdradziły go. Jest czwartkowy wieczór. BURDEL W TURNBRIDGE. Prostytutki w negliżach prasują, grają w warcaby, myją się, ot, sielanka mieszczańska. Kuba – Rączka czyta gazetę, nikt na nikogo nie zwraca uwagi. KUBA Dziś nie przyjdzie. DZIWKA Eee? KUBA Myślę, że dziś wcale nie przyjdzie. DZIWKA To szkoda. KUBA No. Ja go najlepiej znam – jest już pewno daleko, Zwiał na dobre. Wchodzi Mack, wiesza kapelusz na gwoździu i siada na tapczanie. MACKIE Kawy! VIXEN Powtarza z prawdziwym zachwytem. Kawy! KUBA Przerażony. Dlaczego nie jesteś w Highgate? MACKIE Przecież dziś czwartek, nie myślę dla błahostki zmieniać przyzwyczajeń. Na podłogę rzuca akt oskarżenia. A poza wszystkim leje deszcz. JENNY Zaczyna czytać akt oskarżenia. W imieniu króla oskarżamy kapitana Macheath o trzykrotne… KUBA Zabierając jej dokument. A o mnie nic nie ma? MACKIE Jest. Wymieniono cały personel. JENNY Do innych. To jest najprawdziwszy akt oskarżenia. Po chwili. Mackie, daj no rękę. DOLLY Tak, tak, Jenny. Przeczytaj mu przyszłość z dłoni. Znasz się na tym świetnie. Przyświeca lampą naftową. MACKIE Spadek? JENNY Nie, nie spadek. BETTY No, co się tak gapisz, Jenny, że ciarki chodzą po plecach. MACKIE Daleka podróż w niedalekiej przyszłości? JENNY Nie, nie widzę podróży. VIXEN To co widzisz? MACKIE Proszę tylko o dobre wróżby – zła nie wywołuj. JENNY Widzę mrok i brak miłości. I jeszcze literę „Z” – to kobieta i zdrada. I jeszcze… MACKIE Zaraz. Mrok, miłość, zdrada – podaj jakieś szczegóły – może imię tej zdrajczyni? JENNY Zaczyna się na literę ”J”. MACKIE Pudło. Zaczyna się na „P”. JENNY Gdy w Westminsterze zabrzmią organy koronacyjne, nadejdzie twoja czarna godzina. MACKIE Mów szybciej… Kuba śmieje się głośno. Co tam znowu? Podchodzi do Kuby i też spogląda w akt oskarżenia. To pomyłka. Tylko trzy razy. KUBA Śmiejąc się Właśnie. MACKIE Piękną nosicie bieliznę. BETTY Dla kobiety pierwsza rzecz to jedwabna bielizna. od kołyski do trumny. STARA PROSTYTUTKA Ja tam nie noszę jedwabi, bo klient zaraz podejrzewa chorobę. Jenny po cichu podchodzi do drzwi. DRUGA DZIWKA Jenny, dokąd cię niesie? JENNY Zaraz, zaraz… MOLLY Ale barchany odstraszają klientów. STARA PROSTYTUTKA Nawet w barchanach miałam znakomite rezultaty. VIXEN Klient czuje się jak u siebie w domu, nie? MACKIE Do Betty. Nadal jeszcze nosisz czarne podwiązki? BETTY Zawsze czarne podwiązki. MACKIE A ty jakiej używasz bielizny? DRUGA DZIWKA Wstyd się przyznać. Nie mogę nikogo zabrać do domu, bo ciotka ma chyzia na punkcie chłopów. A w bramie, to na co mi bielizna. Kuba znów się śmieje. MACKIE Skończyłeś? KUBA Skąd – jestem dopiero przy gwałtach. MACKIE Znów na tapczanie. Gdzie Jenny? Moje panie, jeszcze nim wzeszła moja gwiazda i stanęła w zenicie… VIXEN …Nim moja gwiazda stanęła w zenicie… MACKIE …żyłem w niezwykle skromnych warunkach z jedną z was. I choć teraz jestem już słynnym Mackie`m, to wciąż nie zapominam o szczęściu. o moich przyjaciółkach, towarzyszkach doli i niedoli, a przede wszystkim mojej Jenny – ona jest mi najbliższa. Zresztą posłuchajcie. Mack śpiewa. Jenny pod oknem z prawej strony daje znaki policjantowi Smithowi. Potem przyłącza się do nich pani Peachum. We troje spod latarni obserwują dom. Ballada sutenerska MACKIE O tamtych dniach zapomnieć nie da się, Wspólną robotą żyliśmy – ja z nią. Ja miałem łeb, a ona ciało swe. Żywiła mnie, więc ochraniałem ją. Są inne spółki, lecz takie też, no nie? Gdy jakiś frajer miał ochotę z Jenny spać, Musiałem w kuchni w samotności wódę chlać. A gdy wychodząc rzucał banknot albo dwa, Mówiłem: Wstąp pan jutro, firma rabat da! Tak prawie rok uczucia człowiek krył W burdelu, gdzie nasz dom rodzinny był. JENNY Wchodząc ze Smithem. O tamtych dniach zapomnieć trudno, bo Los zepchnął nas aż na rozpaczy skraj. Skończył się grosz – na wódę wszystko szło – Więc wrzeszczał: Szmato! Kieckę w zastaw daj! Można w sukience, można i bez, a co? Czasami miałam już naprawdę tego dość, Wpadałam wtedy w jakąś histeryczną złość, Lecz on na odlew umiał uspokoić mnie, Aż na wspomnienie jego ręki do dziś drżę. Tak prawie rok uczucia człowiek krył W burdelu, gdzie nasz dom rodzinny był. RAZEM O tamtych dniach zapomnieć nie ma jak. MACKIE Odkryjmy więc namiętnych wzruszeń moc. JENNY Brał mnie dzień w dzień, przemocą… Słów mi brak! MACKIE Inni mężczyźni mieli ją noc w noc! Robota w nocy, przyjemność w dzień, no tak! JENNY Z tej przyjemności wkrótce miałam większy brzuch. MACKIE Mimo kryzysu był w biznesie spory ruch. JENNY Przez zęby warknął: Masz bachora pozbyć się! MACKIE I dalej kręcił się interes, dzięki mnie! OBOJE Tak prawie rok szczęśliwie człowiek żył W burdelu, gdzie nasz dom rodzinny był. Zaczynają tańczyć. Mack bierze laskę ze sztyletem, Jenny podaje mu kapelusz… Smith kładzie Mackiemu dłoń na ramieniu. SMITH Chyba już możemy kończyć zabawę. MACKIE Czy ta cholerna buda nadal ma tylko jedno wyjście? Smith chce założyć mu kajdanki, ale Mack go uderza w pierś, że policjant traci równowagę i pozwala mu wyskoczyć przez okno. Tam stoi pani Peachum z drugim policjantem. MACKIE Grzecznie, z pełnym opanowaniem. Kłaniam się szanownej pani. PANI PEACHUM Drogi Panie Macheath, mój mąż twierdzi, że najwięksi bohaterowie historyczni potykali się o jakiś drobiazg. MACKIE A jakże szanowny małżonek? PANI PEACHUM A już lepiej, lepiej. No, musi pan pożegnać już te czarujące istoty. Posterunkowy, proszę odprowadzić tego pana do nowej kwatery. Wyprowadzają go. Pani Peachum zagląda przez okno. Jeśli Państwo zechcą pana Macheath odwiedzić, na pewno będzie obecny. Ten pan mieszka obecnie w Old Bailey. Wiedziałam, że przyjdzie się łajdaczyć… Chętnie ureguluję rachunek. Ukłony dla pań. Wychodzi. JENNY Kuba, co tu się stało? Kuba dalej czyta, bo nic nie zauważył. KUBA Gdzie Mack? JENNY Gliny tu były. KUBA O Boże, a ja nic nie widziałem. Oto do czego doprowadza czytanie! Niech to szlag! Wychodzi. 3 Zdradzonemu przez dziwki Macheathowi uczucie innej damy ułatwia ucieczkę z więzienia. WIĘZIENIE W OLD BAILEY – KLATKA Wchodzi Brown. BROWN Żeby moi ludzie go tylko nie złapali. Da bóg, że jest już na bagnach Highgate i wspomina dobrze swojego Jackie. Tylko, że to prawdziwy szaleniec. Jak wszyscy wielcy ludzie. Gdyby go teraz przyprowadzili, a on by popatrzył na mnie tymi swoimi oczyma – no nie wytrzymałbym. Bogu dzięki świeci księżyc, więc jeśli już musi iść przez grzęzawisko, to przynajmniej nie zbłądzi… Za sceną jakiś hałas. Co tam? Mój Boże, prowadzą go. MACKIE Wchodzi dumnie, związany grubymi sznurami, prowadzony przez sześciu policjantów. I oto z całym orszakiem znalazłem się w swoim starym pałacu! Spostrzega Browna kryjącego się w kącie celi. BROWN Po chwili długiego milczenia, przesyty wzrokiem przyjaciela. Mackie, to nie moja wina – robiłem wszystko, co możliwe… Mack, nie patrz tak na mnie. Mack… Nie mogę. Twoje milczenie mnie zabije. Do policjanta. Nie popychaj go, chamie… Mack, powiedz coś. Choć jedno słowo do swojego biednego Jackie. Płacze z opartą o ścianę głową. Ani jednego słóweczka… Wychodzi. MACKIE Szkoda tego Browna. Chodzący wyrzut sumienia. Jak on może być szefem policji. Dobrze, że go nie wyzwałem. Najpierw chciałem, ale potem pomyślałem, że twarde, nieuległe spojrzenie łatwiej zetrze go w proch. Dobrze pomyślałem. Tylko spojrzałem a już zapłakał. Ten numer znam z Biblii. Smith wchodzi z kajdankami. Panie nadzorco, pan chyba specjalnie wybrał najcięższe kajdany. Prosiłbym o bardziej wygodne, jeśli można. Wyjmuje książeczkę czekową. SMITH Bez problemów, kapitanie. Posiadamy kajdany we wszelkich wagach i cenach. Ile chciałby pan zainwestować. Od gwinei do pięciu. MACKIE A ile kosztują wolne rączki? SMITH Pięćdziesiąt. MACKIE Wypisując czek. Cholera, teraz ta historia z Lucy może się wydać. Jak Brown się dowie, że ja za jego plecami z ukochaną córunią – naprawdę zmieni się w tygrysa. SMITH Ano, jak kto sobie pościele, tak się wyśpi. MACKIE Na pewno już tam wyczekuje jędza za drzwiami. Ileż to się trzeba nacierpieć, by człowieka zdążyli powiesić. Zobaczcie państwo sami – co się święci! No, przecież wam perspektyw także brak… Lecz ja od dziecka jedno mam w pamięci: Kto poznał luksus, ten zna życia smak! Oświetlenie sceny podczas songu: złote. Organy także oświetlone. Z góry zjeżdżają trzy reflektory i tablica z napisem: Ballada o przyjemnym życiu. 1. Chcą wmówić nam, że we współczesnym świecie Prawdziwa wolność to bogactwo ducha, Że warto kosztem burczącego brzucha Wykradać wiedzy sekret po sekrecie. Takie kazania budzą we mnie gniew – Co komu winien przyzwoity wikt? Już w Babilonie się nie dziwił nikt, Że stary wróbel nie chce dziobać plew. Bo co z wolności, gdy wszystkiego brak? Kto poznał luksus, ten zna życia smak! 2. Zdobywcy i odkrywcy nowych światów, Co dla ludzkości karku nadstawiali, Najczęściej w strasznej nędzy umierali, W przytułkach lub szpitalach dla wariatów. Artykuł o nich czasem znajdzie się W brukowcu dla rozkapryszonych żon, Co szybko przejdą do ciekawych stron… Nie, taką sławą nie skusicie mnie. Laurowy wieniec to ryzyka smak! Kto poznał luksus, ten zna życia smak! 3. Czasami wracam do młodzieńczych planów I chęć do wielkich czynów znów się budzi, Lecz widząc zasłużonych niegdyś ludzi, Powiadam sobie: Lepiej się zastanów! Gdy poznasz biedę, tę z samego dna, Zrozumiesz może swój życiowy błąd – Uczone księgi trzeba rzucić w kąt, Bo jaki profit ci kultura da? Fortunę zdobądź – obojętnie jak! Kto poznał luksus, ten zna życia smak! Wchodzi Lucy. LUCY Ty zbóju – ty – jak śmiesz mi w oczy spojrzeć po tym, co mi zrobiłeś? MACKIE Lucy, serca nie masz. Oto twój mąż znalazł się w opłakanym stanie. LUCY Mąż? Zdrajca! Myślałeś, że nie dowiem się o twoich ekscesach z Peachum`ówną? Oczy ci wydrapię. MACKIE Ach, Lucy! Czyś oszalała? Nie bądź zazdrosna o Polly. LUCY A może nie wziąłeś z nią ślubu? MACKIE Ślub? Niezły kawał. No, bywam w jej domu, rozmawiam z nią… Od czasu do czasu jakiś buziak na odczepnego… A ta głupia sikorka zaraz po mieście rozgłasza niestworzone rzeczy. Jaki ślub? Posłuchaj – żeby cię upewnić w moich uczuciach, godzę się na wszystko. Chcesz bym się z tobą ożenił? Załatwione. Co innego może gentleman powiedzieć? Nic innego, nic! LUCY Och, Mack. Tak bym już chciała być stateczną osobą. MACKIE Jeśli pomoże co w tym małżeństwo ze mną – załatwione! Co innego może gentleman powiedzieć i tak dalej… Wchodzi Polly. POLLY Szukam swojego małżonka! O Boże, Mack, to ty! Nie spuszczaj oczu, nie wstydź się swojego położenia. Jestem przecież twoją żoną! LUCY Ty łobuzie! POLLY Ach, mój kochany za kratami! Czemu nie uciekłeś do Highgate? A obiecywałeś, że więcej nie pójdziesz do… no do tych kobiet. Ja wiedziałam, że cię zadenuncjują, ale nic nie mówiłam, bo… bo wierzyłam ci. Mack! To nic, zostanę z tobą aż do śmierci… Czemu milczysz? No spójrz na mnie. Mack! Zobacz, jak cierpi twoja Polly… LUCY Aaa, to ta wywłoka. POLLY Co to znaczy, Mack? Kto to? Powiedz jej, że jestem twoją żoną. Mackie? Przecież jestem twoją żoną! Spójrz na mnie i potwierdź, że jestem twoją żoną! LUCY Ty podstępny zbirze! Ty masz dwie żony? Ty łotrze! POLLY Mackie, w tej chwili powiedz, że jestem twoją żoną. Wszystko ci poświęciłam. Byłam niewinna, jak mnie wziąłeś – za żonę! Przecież wiesz. Pilnowałam interesu jak kazałeś, wszystko jest jak powinno, a Kuba prosił żeby ci powiedzieć… MACKIE Gdyby panie zechciały się przymknąć na dwie minuty, wszystko by się zaraz wyjaśniło. LUCY Co? Ja się mam przymknąć? Nie, nie wytrzymam! Człowiek z krwi i kości nie może tego tolerować. POLLY Żona ma zawsze większe prawa! LUCY Żona? POLLY Tak, żona jest pierwsza przy mężu. Zwłaszcza w oczach ludzi. Radzę nam nie przeszkadzać – no, wynocha. LUCY Wynocha? Do mnie? Coś podobnego? Aleś sobie znalazł obiekt? I ta zgniła renkloda, to twoja wielka zdobycz? Niby, że miss Soho? Oświetlenie przy śpiewaniu songu: złote. Organy także oświetlone. Z góry zjeżdżają trzy reflektory i tablica z napisem: Duet zazdrości LUCY Podejdź tu, laluniu, prędzej, no… Żwawiej rusz tę swoją dupkę śliczną. POLLY Odwal się! LUCY Chcę się przekonać czyś pensa warta – Jesteś tu atrakcją turystyczną! POLLY To się wie! LUCY I takie coś chce, kurna, chłopa mi pocieszać? POLLY Kocham go! Sama wiesz! LUCY Nie wytrzymam, przestań mnie rozśmieszać! POLLY Odczep się, czego chcesz? LUCY Muszę ci nauczkę dać! POLLY Ty mi chcesz nauczkę dać? LUCY Mackie cię już nie chce znać! POLLY Mackie mnie już nie chce znać? LUCY Ha, ha, ha, ha, ha – ze śmiechu pękam, Ale mnie cholernie świerzbi ręka! POLLY Mnie cholera bierze też! LUCY Może się spróbować chcesz? POLLY Lepiej nogi za pas bierz! LUCY Czego ty, kretynko chcesz? Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha!!! RAZEM Mackie i ja – gołąbki dwa z makatki! Nie rzucę go na pastwę tej wariatki! On jest mi taki drogi – Nie myślę schodzić z drogi, Gdy na niej się pojawia Byle kto! POLLY Jestem tu, paniusiu, no i co? Gapisz się, a gębę masz tragiczną… LUCY Hamuj się! POLLY Widzisz, że jestem fortuny warta – Mogę być atrakcją turystyczną! LUCY Raczej nie! POLLY Potrafię dać mężczyźnie swemu szczęścia nieco! LUCY Przestań już łudzić się! POLLY Nie wytrzymam, skończyć wreszcie czas z tą hecą! LUCY Przecież on kocha mnie! POLLY Muszę ci nauczkę dać! LUCY Ty mi chcesz nauczkę dać? POLLY Mackie już cię nie chce znać! LUCY Mackie już mnie nie chce znać? POLLY Do publiczności. Ja się tutaj bawię doskonale, Ale chyba zaraz jej przywalę! LUCY Ja ci przyfanzolę też! POLLY Może się spróbować chcesz? LUCY Lepiej nogi za pas bierz! POLLY Czego ty, kretynko, chcesz? Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha!!! RAZEM Mackie i ja – obrazek taki słodki! Nie rzucę go w ramiona tej idiotki! On jest mi taki drogi – Nie myślę schodzić z drogi, Gdy na niej się pojawia Byle kto! Dno! MACKIE Lucy, uspokój się. To pomysł Peachumów. Chcą nas poróżnić. Mnie powieszą, a ona wraz z żałobą przejmie cały mój interes… To jest, Polly, naprawdę poniżej wszelkiej godności. POLLY Ty nie masz serca! Żeby tak się mnie wyprzeć? MACKIE A ty to masz serce? Oczerniasz mnie – ja, żonaty?! Nie pogrążaj mnie! Wobec córki Tygrysa – Browna… LUCY Doprawdy, panno Peachum. Po co się pani kompromituje? I jeszcze znęca się pani nad człowiekiem w takiej sytuacji. To nieludzkie! POLLY Elementarne zasady przyzwoitości, panno Brown, nakazują zachować więcej powściągliwości w obecności, jak by nie było, małżeństwa! MACKIE Za daleko się już posunęłaś, Polly. LUCY Widzę, że będę zmuszona zawołać strażnika i pokazać pani drzwi, panno Peachum, niestety. POLLY Nie panno, tylko nie panno. Jestem panią Macheath! No co masz taką głupią minę – obowiązkiem żony jest do końca trwać przy mężu, panno! Brown! LUCY Coś ty powiedziała? Coś powiedziała? Jeszcze tu jesteś? Jednak chcesz stąd wylecieć! POLLY Coś rozpuściła ten parszywy jęzor, ty wywłoko jedna. Prosisz się by natrzaskać ci po gębie! Hmm, wielmożna panna Brown! LUCY Wynoś się, ty namolna przekupo. Widzę, że z tobą trzeba ostro… Trudno, zapomnę o dobrych manierach! POLLY Maniery? Rozmowa z tobą to dla mnie obraza… To poniżej godności! To upokarzające… Zanosi się szlochem. LUCY Tu popatrz, na mój brzuch, ty honorowa szmondo… Z powietrza się sam nie nadmuchał. Kapujesz wreszcie, co? POLLY A więc to tak. Brzuchem się zasłaniasz? I z takiego głupiego powodu mieszasz się w moje życie. Nie trzeba było się mu podkładać, damulko. MACKIE Polly! POLLY Nie, tego już za wiele. Jak mogłeś mi to zrobić, Mack. Co ja mam teraz począć? Wchodzi pani Peachum. PANI PEACHUM Jak przypuszczałam. Siedzi razem ze swoim gachem. Marsz do domu, ścierwo wyrodne. Jak już tego szmondaka podciągną w pętelce, możesz się przy nim powiesić! To rodzona matka po więzieniach ma cię szukać? O, a ten od razu dwie sobie przygruchał. Neron! POLLY Zostaw mnie! Ty nic nie rozumiesz… PANI PEACHUM Do domu, ale już! POLLY Muszę mu jeszcze tylko… muszę powiedzieć… to bardzo ważne… PANI PEACHUM Bije ją na odlew. To jest ważne – masz! POLLY Och, Mack! Pani Peachum wyprowadza ją siłą. MACKIE Brawo, Lucy! Dzielnie się zachowałaś. To stworzonko budzi tylko litość – to dlatego jej nie wygarnąłem, jak zasłużyła. A ty pewnie już myślałaś, że to prawda co ona wygaduje? Tak myślałaś? LUCY Chyba tak, najdroższy! MACKIE Ale jej matka już cię na pewno przekonała. Słyszałaś, co wygadywała – no tak można potraktować najwyżej uwodziciela. Nigdy męża. LUCY Jestem szczęśliwa. Ty umiesz mówić z głębi serca. Tak cię kocham, że już raczej wolałabym cię zobaczyć na stryczku niż w objęciach innej. Taka już jestem, cóż… MACKIE Cóż, Lucy, chciałbym zawdzięczać ci życie… LUCY Cudnie to powiedziałeś. Powtórz to jeszcze raz. MACKIE Pragnę zawierzyć ci swe życie, Lucy. LUCY To ucieknijmy gdzieś razem! MACKIE O, właśnie. Tylko… jeśli uciekniemy razem, trudno nam będzie się ukryć… Ale jak tylko sprawa przycichnie, zaraz się do ciebie sprowadzę – natychmiast, masz swoje słowo. LUCY Ale jak ci pomóc? MACKIE Przynieś laseczkę i kapelusz. Lucy przynosi rzeczy i podaje przez kraty. Lucy, owoc naszej miłości, który nosisz pod sercem, zwiąże nas już na zawsze. Lucy wychodzi. SMITH Wchodzi niespodzianie i zwraca się ostro do Macka. Proszę oddać laskę! Smith goni Macka po celi uzbrojony w żelazną pałę – po chwili Mack wyskakuje przez okno, policjanci za nim. Wchodzi Brown. BROWN Najpierw słychać głos zza kulis. Mack, Mackie, wybacz mi! Odezwij się – to ja twój Jackie… Mack! Zrób to w imię naszej przyjaźni – powiedz cokolwiek, bo zwariuję! Brown wchodzi. Gdzie jesteś, Mackie? Uciekł – Bogu niech będą dzięki! Siada na pryczy. PEACHUM Wchodząc. Nazywam się Peachum. Przychodzę po moje czterdzieści funtów, no, z nagrody za zeznania w sprawie bandyty nazwiskiem Macheath. Czy okazał się słynnym Mackiem Majchrem? Brown milczy. Oou, widzę, że ten obywatel poszedł się przewietrzyć. Pan Tygrys – Brown sobie siedzi, a jego koleś Macheath nie. BROWN To nie moja wina, panie Peachum. PEACHUM Się rozumie. Wielki Brown nie dopuściłby do takiego skandalu! BROWN Panie Peachum, jestem bezradny. PEACHUM Rozumiem. Musi się pan podle czuć. BROWN Bezradność jest uczuciem paraliżującym… A ci przestępcy, to już robią co im się żywnie podoba… To straszne. PEACHUM No, no… Proszę się wygodnie położyć, zamknąć oczka jak gdyby nigdy nic i niech się panu wydaje, że jest pan na cudnej zielonej łączce, nad którą fruną białe obłoczki… I niech pan w ogóle nie bierze pod uwagę tych dramatycznych sytuacji, co nastąpią w dniu koronacji… BROWN Zaniepokojony. Co pan ma na myśli? PEACHUM O, lepiej pan się poczuł? Ja w pańskim położeniu załamałbym się na amen. Schowałbym się pod pierzynę, chlipałbym ziółka i prosił babcię, żeby mnie głaskała po czółku… BROWN Niech pan nie kpi, do diabła. Nic nie poradzę, że to indywiduum ulotniło się. Policja nic chwilowo nie może zrobić. PEACHUM Tak, policja nic nie może zrobić? Czyli nie zobaczymy tu szybko pana Macheatha? Brown wzrusza ramionami. Cóż, wobec tego… Żal mi pana, bo naraża się pan na straszliwą niesprawiedliwość. Nie, wcale nie chodzi o złośliwe komentarze, że policja znów nie stanęła na wysokości zadania… Ale wizja orszaku koronacyjnego nie mieści się nawet w mojej wyobraźni! BROWN Co znów za wizja? PEACHUM Widzę, że muszę panu naświetlić pewien fakt historyczny. To było jakieś 1400 lat przed narodzeniem Chrystusa i zrozumiałe, że nie bardzo się o tym pamięta. Kiedy umarł faraon Ramzes II, pewien bezpieczniak z Niniwy, obecnie to bodaj Kair, naraził się czymś szerokim, choć niskim, kręgom społeczeństwa. Skutki były naprawdę opłakane. Triumfalny przemarsz orszaku koronacyjnego następczyni tronu Semiramidy został przerwany – jak podają źródła historyczne – przez tłumne przybycie najniższych warstw obywateli, którzy święto zmienili w katastrofę… Historycy piszą z oburzeniem o tym w jak okrutnie wyrafinowany sposób Semiramida zemściła się na pechowym urzędniku. Nie pamiętam szczegółów ale było coś o jadowitych wężach kąsających jego pierś czy coś w tym guście. BROWN Niemożliwe! PEACHUM Niech Bóg ma pana w opiece, panie Brown. Wychodzi. BROWN Dość! Tylko demonstracja siły może odmienić bieg wypadków! Alarm! Wszyscy do mnie! Alarm! Kurtyna. Macheath i Jenny – Knajpiarka wychodzą przed kurtynę i śpiewają. DRUGI FINAŁ ZA TRZY GROSZE. 1 MACKIE Panowie, co skwapliwie nas uczycie, Czym różni się od łaski pańskiej grzech, Zarobić dajcie na uczciwe życie, Bo to ważniejsze od cnót boskich trzech. Wy wszyscy, co pragniecie, by was kochał lud, Przestańcie bez ustanku karcić nas – Wystarczy więcej żarcia dać, oszukać głód, A na idee później przyjdzie czas. Niech nędzarz może wziąć, gdy mu potrzeba, Z bochna wspólnego chociaż kromkę chleba. GŁOS Zza sceny. Człowieku, jak mam żyć? MACKIE Tak masz, człowieku, żyć, żeby się nie dać, Więc musisz innych zgnębić, zdusić, w ziemię ich wbić! Tak masz, człowieku, żyć, by pamięć sprzedać, Że także ty człowiekiem mógłbyś być. CHÓR I wy musicie się pogodzić z tym, Że człowiek przetrwał dzięki zbrodniom swym! 2 JENNY – KNAJPIARKA Panowie, co stawiacie wymagania, By świat rozkosznie was podniecał wciąż – Jeść najpierw dajcie wszystkim bez żebrania, A potem róbcie ewidencję ciąż. Wy, którzy tak lubicie o uczuciach truć, A sami nie kochaliście choć raz, Nakarmcie najpierw tych, co trawią własną żółć, A na moralność później przyjdzie czas. By nędzarz myśleć mógł o Ojcu z Nieba, Dajcie nam dzisiaj powszedniego chleba. GŁOS Zza sceny. Człowieku, jak mam żyć? MACKIE Tak masz człowieku żyć, żeby się nie dać. Więc musisz innych zgnębić, zdusić, w ziemię ich wbić! Tak masz człowieku żyć, by pamięć sprzedać, Że także ty człowiekiem mógłbyś być. CHÓR I wy musicie się pogodzić z tym, Że człowiek przetrwał dzięki zbrodniom swym! AKT TRZECI 1 Jeszcze tej nocy Peachum przygotowuje swoich ludzi do akcji. Demonstracja żebraków ma zakłócić porządek przemarszu orszaku koronacyjnego. JONATAN JEREMIASZ PEACHUM „PRZEBIERALNIA DLA ŻEBRAKÓW” Żebracy malują prowokacyjne transparenty, np.: ”Oko oddałem królowi”. PEACHUM Panowie, w tym momencie we wszystkich naszych jedenastu filiach, od Drury Lane po Turnbridge, 1432 ludzi pracuje nad odpowiednimi transparentami, byśmy godnie mogli powitać koronacyjny orszak. PANI PEACHUM Szybciej, no, szybciej! Kto nie umie czasem popracować, ten i żebrać porządnie nie potrafi. Chcesz być ślepcem, a porządnego K nie potrafisz wyskrobać? To ma wyglądać jak pismo dzieciaka, a nie starucha. Odzywa się warkot werbli. ŻEBRAK O! Królewska warta staje do odprawy! Nawet nie pomyślą, że w najpiękniejszym dniu swojej zaszczytnej służby, będą mieli do czynienia z nami, hi… FILCH Wchodzi i składa meldunek. Proszę pani, chyba z tuzin mewek tu sfrunie za chwilę. Gadają o jakichś pieniądzach. Wchodzą dziwki. JENNY Gdzie nasza forsa? PANI PEACHUM Kogo ja widzę?! Po forsę przychodzicie, za kogo, za tego waszego Macheatha? Nie dam ani grosza, ani grosza! JENNY Jak to ani grosza, szanowna paniusiu? PANI PEACHUM To bezczelność, nachodzić w nocy porządnych ludzi! O trzeciej rano niepokoić najzacniejszych poddanym JKM! Idźcie lepiej wypocząć po tej waszej robocie. Wyglądacie, jak śnięte ryby… Flądry! JENNY Flądry nie flądry… Dostaniemy nasze honorarium za udział w aresztowaniu Macheatha, czy nie? PANI PEACHUM A gówno dostaniecie, o! Judaszowych srebrników się zachciało? JENNY Co się należy, to się należy! PANI PEACHUM Nic się nie należy, bo ten skurwiel znów zwiał. Szukaj wiatru w polu – no! A teraz wynocha z porządnego domu… Szanowne panie. JENNY To już szczyt chamstwa. Niech pani z nami nie zaczyna. Radzę się zastanowić – z kim jak z kim, byle nie z nami! PANI PEACHUM Filch! Te panie już wychodzą. Filch podchodzi do Jenny, ale ona go odpycha. JENNY Ożesz ty… Proszę łaskawie się przymknąć, bo nie ręczę za siebie. Wchodzi Peachum. PEACHUM Hola, wolnego… Nie dałaś im chyba forsy… Ja się pytam: czy Majcher siedzi w kiciu, czy nie siedzi? JENNY A co mi pan tu rozum mąci Macheathem? Jemu by pan nie podskoczył. Tej nocy straciłam klienta, bo płakałam cały czas w poduszkę, że sprzedałam gentlemana. Tak, moi państwo. I nie uwierzycie co się stało przed godziną. Ledwo co zasnęłam, a tu ktoś gwiżdże pod oknem. Wyglądam, a to on, ten którego już opłakałam i jeszcze chce żebym rzuciła klucz i zapomniała w jego ramionach o krzywdzie jaką mu sama wyrządziłam, o! To jest ostatni prawdziwy gentleman w Londynie. I jeżeli naszej koleżanki Suky Tawdry nie ma tu z nami, to wyłącznie dlatego, że i ją musiał trochę popocieszać. PEACHUM Do siebie. Suky Tawdry… JENNY Nie podskoczy mu pan, na pewno nie. Szpicel! PEACHUM Filch, pędem na posterunek i melduj, że Macheath jest u Suky… Filch wybiega. Ależ, panienki, co nam przyjdzie z tej sprzeczki. Oczywiście dostaniecie należną gratyfikację. Droga Celio, może byś zrobiła kawki dla pań zamiast z nimi dyskutować. PANI PEACHUM Wychodząc. Dobrze.. Suky Tawdry. I nawet ten przez sąd na śmierć skazany, Gdy z wapnem dół zobaczy wykopany, Po namaszczenia jest już sakramencie, Ale ostatnie ma życzenie: rżnięcie! Tak staje się z człowieka byle czym, Bo popęd seksualny rządzi nim. Sprzedany i zdradzony, już właściwie trup, Zna zdzirę, co jak Judasz wzięła szmal, Za późno to zrozumiał – próżny żal – Że babska dupa to dla niego grób. Przekleństwa miota i sam siebie dręczy, A przyjdzie noc i znów na babie jęczy. PEACHUM Tak, na nieszczęściu też można zarobić! Bieda, nędza, kalectwo, upośledzenia wszelkiej maści, to towar jak każdy! Zauważyłem, że wielcy tego świata potrafią szybko doprowadzić bliźniego do ruiny, ale potem na jego nędzę spokojnie patrzeć nie mogą. Po prostu są słabi i głupi – jak i wy. Więc chociaż mają żarło zapewnione do końca swych dni i mogliby nawet podłogę masłem smarować, by okruchy spadające z pańskiego stołu też nasiąkały tłuszczem, to nie nauczyli się patrzeć z obojętnością na człowieka, co pada z głodu… Dlatego też padać z głodu należy wyłącznie przed domem bogacza. Pani Peachum wchodzi z tacą pełną filiżanek z kawą. PANI PEACHUM Jeśli panie pozwolą, to wypłatę przygotujemy w firmie na jutro, ale zapraszamy dopiero po koronacji, po uroczystościach. JENNY Zaniemówię chyba z wrażenia, missis Peachum. PEACHUM Uwaga, zbiórka w szyku. Baczność. Za godzinę mamy być pod pałacem, wymarsz. Żebracy tworzą dwuszereg. FILCH Wpada zdyszany. Policja! Nie zdążyłem na posterunek. Sami tu idą! PEACHUM Pochować się! Do pani Peachum. A ty zbierz orkiestrę i kiedy usłyszysz słowo „niewinnie”, rozumiesz – „niewinnie”… PANI PEACHUM Tak jest – niewinnie… Nie rozumiem. PEACHUM Nie rozumiesz? Oczywiście… Gdy powiem „niewinnie”… Rozlega się pukanie. Na szczęście znalazłem odpowiednie hasło… Wtedy zaczniesz grać! Cokolwiek! Pani Peachum i żebracy znikają po prawej stronie sceny za wieszakami – pozostaje dziewczyna z tablicą: „Ofiara żołdackiej swawoli”. Wchodzi Brown z obstawą. BROWN No, no… Nareszcie nakryliśmy i przyjaciela żebraków. Prędko – kajdanki, Smith. Ooo, są i wrogie transparenty. Do dziewczyny. „Ofiara żołdackiej swawoli” – czyżby panienka była pokrzywdzona? PEACHUM Dzień dobry, panie Brown! Jak pan spał? BROWN Że jak? PEACHUM Po prostu uprzejmie pana witam… BROWN Czy on to do mnie mówi, czy do któregoś z was? Nie wydaje mi się żebym kiedykolwiek miał już przyjemność… PEACHUM Czyżby? Kłaniam się raz jeszcze. BROWN Smith, trzaśnij go w kapelusz. Smith wykonuje polecenie. PEACHUM Hmm… Skoro już trafił pan tu przypadkiem, pragnę pana prosić najuprzejmiej, żeby pan niejakiego Macheatha wsadził jednak za kratki. BROWN Oszalał, Smith, nie ma się co śmiać! Jak to się dzieje, że jakiś recydywista spaceruje sobie po Londynie jak gdyby nigdy nic? PEACHUM Przecież to pański przyjaciel, Brown. BROWN Kto? PEACHUM Mackie Majcher – raczej nie ja. Ja nie jestem słynnym przestępcą. Ja jestem tylko biednym człowiekiem. Nie wolno więc panu źle mnie traktować. Brown! Czekają pana najtrudniejsze chwile życia… Może kawki? Do dziwek. Panienki, to przecież niegrzeczne, dajcie panu szeryfowi choć łyk. Ludzie muszą być dla siebie uprzejmi. My postępujemy zgodnie z prawem. Bo prawo istnieje po to, by można było wyzyskiwać tych, którzy prawa nie znają, albo nie mogą się na nie powoływać, bo są zbyt biedni. Tak, kto chce, by wyzysk ogólny przyniósł i jemu ciut zysku, ten musi pilnie przestrzegać prawa, musi go strzec! BROWN Sugeruje pan, że sędziowie imperium są przekupni? PEACHUM Przeciwnie. Sędziowie są absolutnie nieprzekupni. Nie ma takiej sumy, za którą zdecydowaliby się głosić sprawiedliwość. Ponownie słychać warkot werbli. O, sygnał do wymarszu wojsk. Czas uformować szpalery wzdłuż traktów. A wymarsz armii wielkomiejskich nędzarzy nastąpi… za pół godziny. BROWN Tak jest, panie Peachum! Dokładnie za pół godziny pomaszerują na więzienne prycze. Do stójkowych. No, chłopaki. Przeszukać wszystkie kąty i zebrać do kupy tych entuzjastów królewskich parad. Do żebraków. Czy już słyszeliście o Brownie? Tej nocy znalazłem sposób, by ocalić mojego przyjaciela. Najpierw was stąd wykurzę, a potem pozamykam za włóczęgostwo i żebraninę – wszystko jedno. Groził pan przecież, że chce pan nasłać na królową to całe tałatajstwo – a ja was przyskrzynię! Przekonasz się, z kim masz do czynienia! PEACHUM To niby, że kogo chce pan zaaresztować? BROWN A tych wszystkich połamańców. Smith, pozbierać mi te ludzkie ochłapy. PEACHUM Mogę panu oszczędzić tego obrzydliwego dzieła. Chwała Bogu, że zwrócił się pan do mnie. Widzi pan, szeryfie, tych paru statystów może pan sobie zatrzymać… Tylko, że oni są zupełnie… niewinni! Tak, niewinni! Rozlega się muzyka, kilka pierwszych taktów „Pieśni o daremności…” BROWN Co znowu? PEACHUM Po prostu muzyka. No, grają jak potrafią. To pieśń o daremności jakichkolwiek ludzkich wysiłków… Teraz pan się przekona, z kim ma przyjemność! Oświetlenie sceny: złote. Organy także oświetlone. Z góry zjeżdżają trzy reflektory i tablica z napisem: Pieśń o daremności jakichkolwiek ludzkich wysiłków. Człowieku, głową rusz, Choć przecież dobrze wiesz, Że wyżyć zdoła z głowy twej Najwyżej ludzka wesz. Bo w doczesnym bycie Człowiek nie jest chytry dość – Triumfuje skrycie Zdrada, fałsz i złość. Z precyzją ułóż plan W myśl jasnych zasad gry. Zrób drugi, lepszy plan. I co? I nic. Znów przegrasz ty. Bo w doczesnym bycie Człowiek nie jest podły dość – A więc jest na szczycie Inny wredny gość. Za swoim szczęściem goń, A gdy obejrzysz się Zobaczysz, że za sobą masz Najlepsze lata swe. Bo w doczesnym bycie Człowiek jest naiwny dość – Za to lśni w rozkwicie Jej kurewska mość. PEACHUM Pański plan, Brown, byłby genialny, gdyby był możliwy do zrealizowania. Ci oto, których chce pan pozbawić wolności, to uczciwi młodzi ludzie, co z radości, iż mamy koronację, chcieli urządzić mały bal kostiumowy. Tu nie ma ani jednego prawdziwego żebraka – ale jeśli będzie taka potrzeba, zbiorę tysiące najzupełniej autentycznych! Czyżby zapomniał pan o straszliwej masie rzeczywistych nędzarzy – i moi nie wyglądają zachęcająco, ale jak się pod katedrą ustawi oryginały widok będzie nad wyraz przykry. Czy wie pan jak na twarzy wygląda róża? Niech pan sobie wyobrazi bukiet ze stu dwudziestu takich róż! Biedna młoda królowa – droga życia usłana różami… Wyłącznie dzięki panu, panie Brown. Albo… Kadłubki spod kościoła! Czy może pan do ich parady nie dopuścić? Myśli pan, że policja łatwo oczyści teren z tych śmieci? Niech się pan nie łudzi! No, jakby to wyglądało, by w dniu koronacji przyboczna straż królowej katowała sześćset bezbronnych kalek? Oj, marnie by wyglądało! Paskudnie by wyglądało. Na samą myśl robi mi się słabo. Hmm, podajcie mi krzesło! BROWN Do Smitha. To jest szantaż. Prowokacja… Ale właściwie nic tej hienie nie można zrobić. Co za prawo – niebywałe! PEACHUM Niebywałe, a możliwe! Coś panu szepnę, panie Brown: Z władzą może pan sobie nawet żartować, jak się panu podoba, ale nie wolno wchodzić w drogę najbiedniejszemu obywatelowi Londynu, bo marnie pan skończy, szeryfie. BROWN Zmusza mnie pan, bym zaaresztował Mackie`go Majchra. Dobre sobie. Wziąć i zaaresztować!… Najpierw musiałbym wiedzieć, gdzie on jest. PEACHUM To logiczne… Dam panu namiar i zaraz zobaczymy, czy istnieje sprawiedliwość na tym świecie… Jenny, gdzie to zatrzymał się pan Macheath. JENNY Oxford Street 21. Jest u Suky Tawdry. BROWN Smith, uda się pan na Oxford Street 21 do tej Suky Tawdry, aresztuje pan Macheatha i odprowadzi do pewnej celi w Old Bailey. Dość – muszę się jeszcze przebrać w mundur galowy. W taki dzień zawsze wkłada się mundur galowy. PEACHUM Brown, jeśli o szóstej nie będzie jeszcze na stryczku… BROWN Trudno, Mack! Nie miałem wyjścia. Wychodzi z policjantami. PEACHUM Woła za wychodzącymi. Teraz już pan wie, z kim miał pan zaszczyt! Rozlega się trzeci sygnał – werble. O, trzeci sygnał… Ale my zmieniamy taktykę. Kierunek – Old Bailey – marsz! Żebracy wychodzą. PEACHUM Śpiewa. Człowiekiem rządzi zło. On pragnie ukryć to. Gdy jednak w dekiel rąbnąć go, Tak odda, że ho, ho! Bo w doczesnym bycie Człowiek nie jest twardy dość – Spraw mu mordobicie, Aż zawarczy: dość! Kurtyna – przed kurtynę wychodzi Jenny – Knajpiarka i śpiewa. Pieśń o Salomonie. 1. Salomon to biblijny król Słynący z mądrych rad. Choć Jahwe mu się w nocy śnił, Za dnia przeklinał ten podły świat I blichtrem smutek duszy krył. Dlatego żył w rozpuście mdłej. Więc choć nie wolno z bólu drwić, Naukę weźcie z lekcji tej: Niestety, mądrość zgubna może być! Szczęśliwy kto uniknął jej! 2. A Kleopatrę do dziś dnia Piękności wzorem zwą. U stóp jej legło świata ćwierć I dwaj cesarze wielbili ją, Lecz marna jej przypadła śmierć. Ukąsił ją wąż w chwili złej. Więc choć nie wolno z bólu drwić, Naukę weźcie z lekcji tej: Niestety, piękność zgubna może być! Szczęśliwy kto uniknął jej! 3. A Juliusz Cezar – rzymski wódz – Wyzywał męstwem los. Gdy wrogom patrzył prosto w twarz, Przyjaciel zadał zdradziecki cios, Zawiodła najwierniejsza straż. To Brutus miał nóż w dłoni swej. Więc choć nie wolno z bólu drwić, Naukę weźcie z lekcji tej: Odwaga także zgubna może być! Szczęśliwy kto uniknął jej! 4. A Bertolt Brecht poetą był, Co wierzył w wierszy moc. O lepszym świecie umiał śnić, Rozjaśnić pragnął ojczystą noc, Lecz na wygnaniu musiał żyć. Tak wierny był syn matki mej. Więc choć nie wolno z bólu drwić, Naukę weźcie z lekcji tej: Niestety, wierność zgubna może być! Szczęśliwy kto uniknął jej! 5. A oto Macheath, no i ja – Niech nam daruje Bóg! Namiętność zła zepchnęła nas Na najstraszniejszą z życiowych dróg. Ku szubienicy iść już czas. Grzech łączy, lecz kara nie mniej. Więc choć nie wolno z bólu drwić, Naukę weźcie z lekcji tej: Namiętność zawsze zgubna musi być! Szczęśliwy kto uniknął jej! 2 Walka. Podstęp. Zgoda Prywatny pokój Lucy w Old Bailey. SMITH Jaśnie panienki, pani Polly Macheath prosi o widzenie. LUCY Pani Macheath? Prosić, prosić! Wchodzi Polly. POLLY Dzień dobry, wielmożnej panience. Dzień… LUCY Pani sobie życzy? POLLY Nie poznaje mnie pani? LUCY Niestety, poznaję. POLLY Przychodzę panienkę przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. LUCY Że co? POLLY Właściwie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – może oprócz mojego strasznego nieszczęścia. LUCY No i … POLLY Pani musi mi wybaczyć! Byłam strasznie zdenerwowana postępowaniem Macheatha. Nie powinno dojść do takiej sytuacji. Proszę mu powiedzieć, kiedy go pani zobaczy… LUCY Ja? Nie zobaczę go! POLLY Na pewno pani zobaczy. LUCY A właśnie, że nie! POLLY To ja już przepraszam. LUCY On panią kocha. POLLY O nie, on kocha panią. Zrozumiałam to. LUCY Jaka pani miła. POLLY Tylko… Mężczyzna zawsze boi się kobiety, która go zbyt mocno kocha. Nawet stara się ją zaniedbywać i unikać! Od razu zauważyłam, że Mack ma jakieś zobowiązania wobec szanownej pani. Wcześniej byłam ślepa z miłości. LUCY Poważnie? POLLY Proszę wybaczyć… Całkiem serio! LUCY Droga Polly. Obie za bardzo kochałyśmy go. POLLY Zapewne być może. Po chwili. Jeśli pani pozwoli, chciałabym opowiedzieć, jak do tego wszystkiego doszło. Przed dziesięcioma dniami zobaczyłam Mackie`go po raz pierwszy – w Hotelu „Pod Flądrą”. Byłam tam z mamusią. Po pięciu dniach, znaczy przedwczoraj wzięliśmy ślub. Wczoraj się dowiedziałam, że ściga go policja za wiele strasznych przestępstw, a dziś… Już nie wiem, co jeszcze się może stać. Przed dwunastoma dniami nie byłam sobie w stanie wyobrazić, że mogłabym ulec obcemu mężczyźnie. Pauza. LUCY Rozumiem, panno Peachum. POLLY Pani Macheath. LUCY Pani Macheath. POLLY Ostatnio wiele myślałam. Mack nie jest dobrym człowiekiem. Wobec pani też zachowywał się okrutnie… A gdy go opuszczałam, zmuszona przez matkę oczywiście, nie okazał nawet cienia żalu… A może on ma serce z kamienia. Jak pani myśli, Lucy? LUCY Tak, aczkolwiek nie jestem pewna, czy wina leży wyłącznie po jego stronie, panno Peachum. Powinna była pani nie wyściubiać nosa ze swojego środowiska, panno Peachum. POLLY Pani Macheath. LUCY Pani Macheath. POLLY No tak, albo… Powinnam rzecz traktować handlowo, tak mówił papa. LUCY Oczywiście. POLLY Płacze. Ale Macheath to jedyne, co posiadam na własność. LUCY Moja droga, taki przypadek może przydarzyć się nawet najmądrzejszej kobiecie… Formalnie jest pani jego żoną, to panią powinno uspokoić. Nie mogę patrzeć na taką załamaną istotę. Może coś podać? POLLY A co? LUCY Do przekąszenia? POLLY Jeśli można… odrobinkę. Lucy wychodzi – Polly do siebie. Spryciara. LUCY Wraca z kawą i ciastkami. To panią wzmocni. POLLY O, po cóż tyle fatygi, droga pani. Po chwili. Ładny podarował pani obraz… Kiedy go przyniósł? LUCY Jak to „przyniósł”? POLLY Z udawaną naiwnością. No, kiedy go przyniósł tu do pani pokoju? LUCY On go w ogóle nie przynosił! POLLY No przecież nie namalował go tu! LUCY On nigdy nie był w moim pokoju! POLLY Przecież nie byłoby w tym nic złego, gdyby był tu – drogi przeznaczenia są zwykle pokrętne. LUCY To pani jest pokrętna… Przyszła pani szpiegować? POLLY Bo pani wie gdzie on jest! LUCY Ja? To pani powinna wiedzieć… POLLY Proszę natychmiast mi powiedzieć, gdzie on jest! LUCY A nie mam pojęcia. POLLY Nie? Słowo honoru. LUCY Nie, nie wiem. A pani wie? POLLY Nie. To straszne. Polly się śmieje – Lucy płacze. Znów zniknął, choć ma podwójne zobowiązania. LUCY Ja tego dłużej nie zniosę, Polly. Nie wytrzymam. POLLY Wesoło. A ja się cieszę, że w tej całej tragedii znalazłam wreszcie przyjaciółkę. Też zjedz trochę ciasta… LUCY Ach, Polly, jesteś naprawdę kochana. Nie wiem, czy na to zasłużyłam? Ach, mężczyźni nie są nic warci! POLLY Nic a nic – ale są, nie ma rady! LUCY Jak tak, to karty na stół… Polly, nie bierz mi tego za złe… POLLY Czego? LUCY On jest sztuczny. POLLY Kto? LUCY No on! Pokazuje brzuch. To wszystko przez tego łajdaka! POLLY Śmieje się. Fantastycznie! A więc to była mufka? Spryciara z ciebie… Wiesz, jak chcesz Macka, to go sobie bierz. Odstąpię ci go, jak go znajdziesz. Słychać kroki i głosy z korytarza. Co się tam dzieje? LUCY Stojąc w oknie. Mackie! Znów go mają! POLLY Załamana. To już całkiem koniec. Wchodzi pani Peachum PANI PEACHUM No, nareszcie cię dopadłam. Przebieraj się na egzekucję mężulka. Przyniosłam ci czarną sukienkę. Polly przebiera się. Będziesz śliczną wdówką. No… Rozchmurz się już! 3. Piątek, godzina piąta rano. Mackie Majcher ponownie odwiedził dom publiczny i dziwki ponownie go wsypały – tym razem na pewno zawiśnie. CELA ŚMIERCI Słychać dzwony Westminsteru. Policjanci wprowadzają związanego Macka do celi. SMITH Dawać go tu. Dzwony Westminsteru biją po raz pierwszy… No, stań pan jakoś… Eee, nie mogę na pana patrzeć, coś pan taki zmiętolony. Wstyd! Do policjantów. Gdy dzwony Westminsteru wybiją po raz trzeci – o szóstej – będziesz już dyndał. Wszystko gotowe? JEDEN Z POLICJANTÓW Wszystkie uliczki Newgate już od kwadransa są tak zapchane wszelkiego autoramentu publiką, że ledwie można się przepchać… SMITH Dziwne. A skąd się już zwiedzieli? POLICJANT Jak tak dalej pójdzie za parę minut zleci się tu cały Londyn. Zamiast na koronację, wszyscy tu ciągną… Królowa będzie jechała przez puste miasto. SMITH No, to pospieszcie się. Jak się uwiniemy do szóstej, to zdążymy i na koronację. Na siódmą wszyscy zdążą. Do roboty. MACKIE Ej, Smith, która godzina? SMITH Nie widzi pan? Cztery po piątej. MACKIE Cztery po. Smith zamyka drzwi – wchodzi Brown. BROWN Plecami do krat. Jest? SMITH Chce go pan widzieć? BROWN Nie, nie – na litość boską, nie! Niech pan wszystko sam załatwi! MACKIE Nagle zaczyna mówić podnieconym, choć przyciszonym głosem. Smith, nie myślę nawet o łapówce, niech się pan nie obawia. To jasne. Gdyby dał się pan przekupić, musiałby pan wiać z kraju. Tak, na pewno! No ale z drugiej strony mógłby pan mieć tyle forsy, żeby panu na całe życie starczyło. Z tysiąc funtów, nie? To jasne. Za dwadzieścia minut powiem panu, czy pan te tysiąc funciaków dziś dostanie. Niech się pan dobrze zastanowi. Mało dano nam życia na tym świecie i jeszcze mniej pieniędzy. Właściwie też jeszcze nie wiem skąd wytrzasnę gotówkę, ale… Skombinuję! Niech pan tylko wpuszcza do mnie wszystkich – wszystkich, co by chcieli przyjść. SMITH Z namysłem. Nonsens, panie Macheath. Odchodzi. MACKIE Półgłosem – bardzo szybko. Głos znad grobu Słuchajcie wszyscy, to rozpaczy szloch. Upadłem, ale nie pod róży krzew. I nie buczyna tylko zimny loch Śmiertelny rzuca cień i studzi krew. Daj Boże, żeby chociaż skargi pół Przedarło się przez celi gruby mur. Hej, przyjaciele, gdzie jesteście, gdzie? Gdy umrę, wtedy spijcie się na mór, Lecz jeszcze żyję, więc ratujcie mnie! Jak długo będę te męczarnie czuł? Mateusz i Kuba pojawiają się w korytarzu – Smith ich zagaduje. SMITH Bratku, wyglądasz jak siedem nieszczęść… MATEUSZ Odkąd zapudłowali kapitana, ja muszę za niego zadowalać jego wszystkie damy, żeby nie przyleciały do więzienia… A że nie mam natury ogiera… Możemy widzieć kapitana? Ruszają. MACKIE Jest piąta dwadzieścia pięć. Nie spieszyliście się za bardzo. KUBA Ale ostatecznie… MACKIE Ostatecznie? Ostatecznie to mnie powieszą w końcu. Nie mam czasu wdawać się z wami w sprzeczki. Piąta dwadzieścia osiem. Ile możemy wyciągnąć natychmiast z depozytu firmy? MATEUSZ Z depozytu? O piątej rano? KUBA Ale się porobiło! MACKIE Potrzebuję ze czterysta funtów. KUBA Ty potrzebujesz… A my, inni – to w końcu cały wspólny kapitał. MACKIE To mnie mają wieszać, nie innych, mnie! MATEUSZ Oburzony. A to myśmy leżeli w łóżku Suky Tawdry, zamiast prysnąć, czy ty? MACKIE Zamknij ryj! Zaraz będę inaczej leżał niż u tej szmaty. Piąta trzydzieści. KUBA Trzeba to dla kumpla zrobić, Kesz! SMITH Pan Brown pyta, co winszuje pan sobie na śniadanie? MACKIE Nie przeszkadzać! Do Mateusza. To jak? Do Smitha. Szparagi. MATEUSZ I nie pozwolę nikomu się na mnie drzeć. MACKIE Nie drę się… Oddasz mnie na stryk, Kesz? MATEUSZ No, co ty? Wypluj to słowo… Ale czterysta funtów, to naprawdę cały kapitał i chyba to mogę powiedzieć. MACKIE Piąta trzydzieści osiem. KUBA Szpula, Kesz, bo inaczej wszystko szlag trafi. MATEUSZ Ale jak się przedostaniemy. Na ulicach chyba cały Londyn. Sama hołota. MACKIE Jeśli nie zdążycie pięć przed szóstą, to już mnie nigdy nie zobaczycie, chłopaki. Krzyczy. Już nigdy więcej! SMITH No to jak będzie? Charakterystycznie pociera palcami. MACKIE Czterysta. Smith wzrusza ramionami i wychodzi. MACKIE Woła za nim. Chciałbym pomówić z Brownem! SMITH Wchodzi z policjantem. Mydło jest? POLICJANT Mam. Marne. SMITH Zmontujecie tę maszynerię w pięć minut? POLICJANT A cholera wie, zapadnia zardzewiała i nie działa. SMITH Ma działać… W dzwony biją już drugi raz. POLICJANT Wszystko szmelc. MACKIE Popatrzcie, jaki to zasrany czas, Nagle odwrócił się fortuny bieg. To wy, wyznawcy banków, kont i kas, Wy zdrajcom daliście in blanco czek, I żywcem pchacie mnie w grobowy dół, Choć u królowej wstawić się możecie, Póki godziny dzwony nie wybiły. Skurwiele, moją dumę złamać chcecie! Rekina zęby już się wyszczerbiły! Jak długo będę te męczarnie czuł? SMITH Nie mogę pani teraz wpuścić. Pani ma dopiero szesnasty numerek. Musi być porządek. POLLY No i co, że szesnasty. Nie bądź pan biurokratą. Jestem jego żoną i mam prawo go zobaczyć. SMITH Ale tylko pięć minut. POLLY Co, pięć minut? Co za bzdura! Pięć minut. Jak coś takiego może przyjść do głowy. To w końcu nie takie proste – to jest pożegnanie na wieki. A mąż i żona tyle mają sobie do powiedzenia. Gdzie on jest? SMITH No przecież tu! POLLY Tak, tak, dziękuję! MACKIE Polly! POLLY Tak, Mackie, to ja! MACKIE Tak, to ty. POLLY Co słychać? Dobrze się czujesz? Nie jest ci smutno? MACKIE Co ty teraz poczniesz? Co z tobą będzie? POLLY A wiesz, że firma świetnie prosperuje… Ale nie mówmy o tym. Mack, jesteś chyba zdenerwowany? A kim był twój ojciec? Nigdy o nim nie opowiadałeś… No, przecież zawsze byłeś taki dziarski i silny? Co się dzieje, Mack? MACKIE Polly, musisz mi pomóc. POLLY To oczywiste. MACKIE Potrzebuję forsy. Powiedziałem nadzorcy… POLLY Z namysłem. Pieniądze wysłałam do Southampton. Jak kazałeś. MACKIE I nic nie masz? POLLY Nic a nic. Ale wiesz, mogłabym z kimś porozmawiać. Mogę poprosić nawet… na przykład królową… Załamuje się. Och, Mack! SMITH Wyprowadza Polly. Ma pan już tego tysiaka? POLLY Powodzenia, Mack! Wszystkiego dobrego! Pamiętaj o mnie! Smith i policjant wnoszą stół, a na nim szparagi. SMITH Czy szparagi są miękkie? POLICJANT Mięciutkie! Wychodzi. BROWN Wchodzi i zbliża się do Smitha. Smith, czego on może ode mnie chcieć? Dobrze, że poczekałeś ze śniadaniem na mnie. Razem wniesiemy ten stół, żeby widział, jak się o niego troszczę. Obaj wnoszą stół do celi – Smith wychodzi. Pauza. Mack, są twoje szparagi. Może coś przekąsisz? MACKIE Niech się pan nie trudzi, mister Brown. Inni oddadzą mi ostatnią posługę. BROWN Ależ, Mackie! MACKIE Rachunek proszę. Dokładny. Pan pozwoli, że będę konsumował. To moje ostatnie w życiu szparagi. Je. BROWN Smacznego. Mack, przeszywasz mnie spojrzeniem, jak rozżarzonym sztyletem. MACKIE Rachunek, proszę wystawić rachunek. Bez zbędnych sentymentów. BROWN Wzdychając wyciąga z kieszeni notatki. Przyniosłem wszystko, Mack. Rozliczenie za ostatnie półrocze. MACKIE Więc to tak – przyszedł pan, by jeszcze wydusić ze mnie pieniądze! BROWN Ależ… Przecież wiesz… MACKIE Proszę się nie obawiać. Nie zawiodę pańskiego zaufania. Rachunek i specyfikację! Życie mnie nauczyło, by nikomu nie dowierzać! Pan mnie chyba dobrze rozumie, Brown. BROWN Mack. Kiedy tak mówisz, nie mogę zebrać myśli. Zza sceny słychać głośne uderzenia młota. SMITH No, teraz chyba będzie w porządku. MACKIE Brown, rozliczenie. BROWN No, skoro chcesz – pozycja pierwsza: wpływy za nagrody za schwytanych morderców, których ty, lub twoi ludzie, rozpracowaliście. Z tego tytułu wpłynęło od rządu… MACKIE W trzech przypadkach po czterdzieści funtów, czyli sto dwadzieścia, ale dwadzieścia pięć procent dla pana. To będzie trzydzieści funtów po pańskiej stronie. BROWN Doprawdy, Mackie. To raczej nie wypada w takiej chwili… MACKIE Bez czczej gadaniny, dobrze? Trzydzieści funtów… A z tego z Dover osiem. BROWN Czemu osiem – przecież… MACKIE Czy ma pan do mnie zaufanie, czy nie? Saldo za ostatnie półrocze daje panu ogółem trzydzieści osiem funtów. BROWN Łka. Przez całe życie… MACKIE I BROWN RAZEM … byłem twoim wiernym i oddanym przyjacielem… MACKIE Trzy lata w Indiach. Nuci refren „Pieśni o kanonierach” „Gdzie jest kwatera dla kanoniera” Pięć lat w Londynie… I tak mi się odwdzięczasz? Wykonuje gest wisielca. Tu wisi Mack, co nie ukrzywdził wszy, A jego druh to mistrz ohydnych zdrad! Kołysze się na długim stryku, by Tułów od łba oderwał ciężki zad! BROWN Mackie! Jeśli tak sądzisz… Dlaczego drwisz z mojego honoru… MACKIE Twój honor? BROWN Tak, honor. Smith, proszę zaczynać! Wpuszczamy publiczność. Do Mackie`go. Wybacz mi. Wybacz! Wchodzi publiczność – Peachum, Pani Peachum, Polly, Lucy, Dziwki, Pastor, Mateusz, Kuba. JENNY Wiesz, nie chcieli nas wpuścić, ale im powiedziałam, że zaraz im postrącam te garnki z łbów… Popamiętaliby Jenny – Knajpiarkę. PEACHUM Przepraszam… Który z obecnych tu gentlemanów to pan Macheath. Pan pozwoli, jestem pana teściem. MACKIE Przedstawia się. Kapitan Macheath. PEACHUM Spacerując obok celi. Los sprawił, iż pan – człowiek najzupełniej mi nieznany – wszedł do mojej rodziny. Okoliczności, w jakich się spotykamy po raz pierwszy, są raczej niesprzyjające. Nosił pan białe rękawiczki, glace i laseczkę z główką z kości słoniowej. Miał pan bliznę na szyi i kredyt w Hotelu „Pod Flądrą”. A teraz pozostała panu wyłącznie blizna. Przebywać pan może wyłącznie w celi, a już wkrótce wyłącznie… nigdzie. Polly płacząc przechodzi przed celą i staje po prawej obok ojca. MACKIE Śliczną masz dziś sukienkę, Polly. Mateusz i Kuba przechodzą przed celą i stają obok Polly. MATEUSZ Nie zdążyliśmy na czas przez ten ścisk. Tak gnaliśmy, że Rączka omal apopleksji nie dostał… Jak nam nie wierzysz… MACKIE A co tam u innych chłopaków? Dobry będą mieli widok? MATEUSZ No, jakby to powiedzieć, kapitanie. Wszystkich nie ma. No, wie pan, ta koronacja. To nie trafia się co dzień. Ludzie muszą coś zarobić przy takiej okazji… Ale przesyłają panu pozdrowienia! KUBA Serdeczne! PANI PEACHUM Przechodząc na prawo. Panie Macheath. Kto by pomyślał. Jeszcze przed tygodniem tańczyliśmy „Pod Flądrą”. MACKIE Pamiętam. One – step. PANI PEACHUM Los bywa bezlitosny. BROWN Podchodząc do Pastora Ja z tym człowiekiem stałem ramię w ramię w krzyżowym ogniu w Azerbejdżanie. JENNY Podchodząc do celi. My, dziewczęta z Drury Lane jesteśmy wzruszone do głębi. Żadna z nas nie poszła na koronację, bo chcemy koniecznie ciebie zobaczyć. MACKIE Zobaczyć mnie? SMITH Uwaga! Zaczynamy! Szósta! Wyprowadza Macka z celi. MACKIE Tak, nie ma powodu, by państwo musieli czekać. Panie i Panowie! Oto widzicie przed sobą ginącego przedstawiciela ginącego gatunku. Albowiem nas, drobnych mieszczańskich rzemieślników, pożerają wielcy przedsiębiorcy popierani przez banki. Czymże jest wytrych wobec pakietu kontrolnego spółki akcyjnej? Czymże jest skok na bank wobec założenia banku? Czymże jest usunięcie człowieka wobec kupienia człowieka? Współobywatele. Niniejszym żegnam was. Dziękuję, że chcieliście przyjść. Niektórzy z was byli mi bliscy, bardzo. Dziwi mnie trochę, że Jenny mnie zdradziła, a i to jest dowód, jak bardzo świat się zmienił. Nieszczęśliwy zbieg wypadków powalił mnie na ziemię. Trudno. Leżę. Złote oświetlenie. Organy także oświetlone. Z góry zjeżdżają trzy reflektory i tablica z napisem: Ballada, w której Mackie prosi wszystkich o przebaczenie Wy, którzy chcecie przeżyć moją śmierć, Czekając egzekucji niecierpliwie, Gdy już zaskrzypi szubieniczna żerdź, Nie śmiejcie się z wisielca pogardliwie I nie rzucajcie przekleństw pod zapadnię, Nie chciejcie okrutniejsi być niż kat, Bo chociaż ja na tamten idę świat, Wiem komu na tym padole żyć wypadnie. Wy, którym ciągle się bezkarność śni – Błagajcie Boga, by przebaczył mi. Gdy spadnie deszcz pocieknie trupi sok, Bo z martwych ciał brud z tłuszczem zawsze spływa. Ten, kto miał chciwy, pożądliwy wzrok, Zobaczy jak mu oko kruk wyrywa, Tym okiem na wiszące spojrzy sadło I swego ścierwa będzie brzydził się, Lecz wkrótce ptaki też rozdziobią je Jak końskie łajno, co na drogę spadło. Ach, bracie, czemu każdy z przestróg kpi? Błagajcie Boga, by przebaczył mi. Dziewczyny tak żałośnie tanie, Że kurwiąc się na chleb nie macie. I wy, wytworne, dumne panie, Co mężów do nich posyłacie. Wyrzutki, męty wszelkiej maści, Złodzieje, zbiry żądne krwi, Z szaletów miejskich pederaści, Was proszę też: przebaczcie mi. A wy, przeklęte skurwysyny, W mundury strojni, zbrojni w pały, Wy, których bohaterskie czyny Tak wielu wolność odebrały, Wy też żyjecie dzięki zbrodni, Z was także sprawiedliwość drwi, Jesteście do mnie tak podobni, Więc, proszę was: przebaczcie mi. Niech wasze mordy zmasakruje Żelazny młot w rozbryzgach krwi! Prócz wzgardy do was nic nie czuję, Lecz mimo to przebaczcie mi. SMITH Bardzo proszę, pan będzie łaskaw, panie Macheath. PANI PEACHUM Polly, Lucy! Stańcie no przy waszym małżonku w jego ostatniej godzinie. MACKIE Kochane panie! Cokolwiek kiedyś między nami było… SMITH Odprowadzając go. W drogę! DROGA POD SZUBIENICĘ Wszyscy wychodzą przez lewe drzwi, tuż przed tablicami z napisami – po chwili, gdy Mackie stoi już pod szubienicą wchodzą ze strony przeciwległej z pochodniami. PEACHUM Szanowni państwo! Skoro rozkaz był By pan Macheath zawisnął tu, A sprawił los, że wśród chrześcijan żył, Nikt łaski nie okaże mu. Lecz… Aby nie pomyślał ktoś, Że chcemy mieć na rękach krew, Należy w sztuce zmienić coś… Więc dziś nie zabrzmi pana Macheatha łabędzi śpiew! Niech obywatel ujrzy, choć w operze, Jak miłosierdzie prym nad zemstą bierze. Byśmy się w smutku nie rozstali z wami, Zaraz herold królewski wpadnie z rozkazami. Zjeżdża tablica z napisem: „Zbliża się królewski herold
Przewodnik operowy online i streszczenie do ORFEO ED EURIDICE Glucka. Orfeusz to najstarsza opera, która nieprzerwanie pozostaje w repertuarze i jest jednym z najbardziej wpływowych dzieł w historii opery. A dzięki “che faro senza Euridice” udało mu się stworzyć pierwszy mega-hit w historii opery.
Z Pawłem Szkotakiem, reżyserem „Opery za trzy grosze”, którą od 10 maja obejrzeć można w Teatrze Polskim w Poznaniu, rozmawia Maria Magdalena Beszterda. „Opera za trzy grosze” po raz pierwszy była wystawiona w 1928 roku. Od tamtego czasu stała się klasykiem, gigantem, który jako dzieło kanoniczne doczekało się rozlicznych realizacji. W Polsce publiczność była świadkiem około 50 premier, w Poznaniu nie grano jej od roku 1974. Miałeś poczucie, że czeka Cię ogromne wyzwanie? Tak, ale nie boję się wyzwań. Reżyserowałem już Szekspira, Czechowa, Verdiego, Bizeta, Lema… Wielka literatura albo muzyka zmuszają do najwyższego wysiłku. W przypadku „Opery” miałem pomysł na zupełnie nowe odczytanie tego dzieła. Co to znaczy: „zmuszają do najwyższego wysiłku”? Na czym polega opór materii, z którym trzeba się zmierzyć? Mierzenie się z gigantami zobowiązuje. To są najczęściej obszerne, skomplikowane teksty z wieloma bohaterami i wątkami. Z jednej strony, zrozumienie ich i interpretowanie wymaga głębokiej analizy, znajomości kontekstu kulturowego, politycznego i społecznego. Do tego dochodzą wyobrażenia widzów i krytyki związane z poprzednimi realizacjami. Z drugiej, kontakt z arcydziełami jest niesłychanie wzbogacający. Energia tych dzieł zapisana w słowach albo nutach nawet po latach potrafi nas zmieniać, konfrontować z pytaniami, których sobie wcześniej nie zadawaliśmy. Przygotowując się do wywiadu i zapoznając się z różnymi realizacjami, zauważyłam, jak bardzo plastyczny jest to tekst, wdzięczny dla reżyserskiej, odautorskiej wariacji. Na przykład we Wrocławiu, w adaptacji Kościelniaka muzyka brzmiała bardziej współcześnie, z kolei w Bydgoszczy, w spektaklu Pawła Łysaka postacie występują w dresach, na scenie migocą ekrany monitorów, bohaterowie robią sobie zdjęcia telefonami komórkowymi. Jak podchodzisz do takich eksperymentów w tym konkretnym przypadku i w ogóle? Czy umieszczanie klasyki w nowoczesnych dekoracjach jest pójściem na łatwiznę, czy odwagą? Klasyka jest od tego, żeby ją interpretować i prześwietlać na przeróżne sposoby. W swoich spektaklach najczęściej mnie interesuje szerszy niż lokalny kontekst. Dlatego akcję „Otella” umieściłem na Bliskim Wschodzie, a nie na poznańskiej Wildzie, a „Operę” w Berlinie 1945 roku. Taki europejski kontekst wydaje mi się bardziej oryginalny, mniej publicystyczny. Po coś dostałem dar od losu, żeby od ponad 20 lat włóczyć się po całym świecie i podglądać, jak żyją ludzie na innych kontynentach. Chcę się tym doświadczeniem dzielić. Chciałeś, jednym słowem, przekaz „Opery” uwspółcześnić, uwspólnić zawarte w niej doświadczenie. Wyjść poza dramaty teraźniejsze, oparte na doniesieniach prasy, często interwencyjne. Jakie wartości udało się Tobie wyłuskać wykonując ten zabieg? Czym chciałeś się podzielić? Uniwersalny i niestety powtarzalny jest schemat odwetu. Zemsta dotykająca nie tych, którzy są najbardziej winni, ale tych, którzy są najsłabsi albo są najbliżej. Nie przypadkiem najczęściej ofiarami są kobiety. Dochodzi do tego biologiczna chęć przetrwania, która wyzwala w ludziach to, co najgorsze. Ten barbarzyński rytuał nienawiści powtarza się od wieków. A przecież Brecht kończy „Operę” słowami: „Piętnujcie zło nie żywiąc nienawiści, nienawiść bowiem jest przyczyną zła”. Czyli jak piętnować humanitarnie? Zrozumieć nie znaczy akceptować. Piętnowanie to nie to samo, co uleganie prymitywnym odruchom zemsty. Wybaczenie jest trudnym darem. Europa nie podniosła by się z ruin, gdyby to nie było możliwe. Nie da się ukryć, że „Opera za trzy grosze” została wchłonięta we fragmentach przez kulturę popularną. Song „Mack the Knife” stał się nośnym motywem muzycznym, który bez trudu nawet laik rozpozna, zaraz obok Vivaldiego, „Greka Zorby” czy melodii z ekranizacji „Doktora Żywago”. Song, o którym mowa, wykonywali między innymi Ella Fitzgerald, Louis Armstrong, Nick Cave. Frank Sinatra w 1985 roku zaproponował jazzującą wersję, Uta Lemper stworzyła kreację w stylu Marleny Dietrich. Natomiast to interpretacja Robbiego Williamsa poruszyła mnie najbardziej. Zamiast bandyty, przestępcy, postaci jakoś jednak złożonej, zostaje nam zaserwowane confetti w stylu wodewilowym. A Mackie, jakkolwiek miły dla oka w tym wydaniu, staje się zredukowany do anturażu urokliwego oszusta. Czy traktowanie dzieł kanonicznych wybiórczo, serwowanie ich w wersji instant uważasz za dobre zjawisko, czy złe? A może dwojakie? Czasami fragmenty wielkich dzieł zaczynają żyć swoim życiem, stają się przebojami. Tak jest z songami Weila. Nie widzę w tym nic złego. To raczej dowód na ich piękno i siłę. Najczęściej jednak są śpiewane w innych aranżacjach i transpozycjach. W spektaklu nie można tego robić. Prawa autorskie wymagają oryginalnych wykonań. Prawa autorskie… No właśnie: jakie obostrzenia napotkałeś przy tej realizacji? Wszystkie utwory i tekst muszą być zaprezentowane w całości. Nie można zmieniać kolejności scen, nie można zmieniać płci bohaterom, nie wolno niczego dopisywać. Na jakiekolwiek transpozycje czy też aranżacje trzeba uzyskać specjalne pozwolenie. Utwór musi być wykonany z towarzyszeniem orkiestry. Z tego ostatniego obostrzenia się ucieszyłem. Rozumienie głównej postaci ulegało różnym interpretacjom nie tylko w wersjach piosenkarzy, ale i aktorów. Na przykład w niemieckim filmie z 1931 roku w reżyserii Georga Wilhelma Pabsta mamy do czynienia z Mackiem jako poważnym mężczyzną w meloniku o oszczędnej ekspresji. Z kolei Mackie 1989 roku, w filmie produkcji angielskiej, w reżyserii Menahema Golana, roztacza wąsaty szarm Rhetta Butlera. Poznańska kreacja Michała Kalety została oskarżona o jednowarstwowość i brak ukazania ewolucji postaci. Jak byś odpowiedział na te wątpliwości? Myślę, że kreacja Kalety jest wyjątkowa. Wojna zniszczyła nie tylko ofiary, ale także katów. Człowiek, który przeszedł przez takie piekło, jest już tylko wydmuszką. Nie jest zdolny ani do miłości, ani do normalnego życia. Tradycyjne wyobrażenie rozwoju postaci nie ma tu zastosowania. W finale zostaje ułaskawiony, a pozostałe postacie cieszą się z planu Marshalla, który spada im z nieba. Mackie poprawia mundur i triumfuje. A jego triumf już za chwilę może się okazać groźny. Nic nie jest jednoznaczne, nawet happy end. Groźny, bo niepomny przebaczenia nadal będzie uprawiał bandycki proceder, tyle że w innych strukturach? Tak właśnie to wyglądało. Po wojnie naziści zostawali wysokimi rangą funkcjonariuszami władzy. Odwet dosięgał najsłabszych. Podobny mechanizm nastąpił w Polsce po przełomie ustrojowym 1989 roku. Sprawni działacze partyjni, ludzie SB przebrali się w marynarki i zostali biznesmenami… Wracając do głównego bohatera, Mackie w Twojej interpretacji jest emocjonalnym wrakiem. Rozumiem, że dlatego nie stać go na gest Casanovy i urok bon vivanta, tak obecne w poprzednich realizacjach. Niemniej zdajesz sobie sprawę, że to ryzykowne? Można by powiedzieć: „ha! Biedny Niemiec patrzy na getto! Sami sobie winni. Każdy niemiecki cywil zaciągał się do wojska, by coś ugrać dla siebie na tej wojnie i nie zważał na aspekty moralne”. Jak im współczuć? Zdaję sobie sprawę z tego, że mundur, który nosi Mackie, dość skutecznie utrudnia widzom empatię. A jednak warto spojrzeć na wojnę także z tak obcej perspektywy. Cywile na ogół byli wcielani do wojska przymusowo. Tak zwany dziadek z Wermachtu to nie tylko polityczna figura, ale rzeczywistość wielu polskich rodzin z Pomorza i Śląska. Nie stawiam znaku równości między wywołaniem wojny a tym, co potem spotkało Niemców. Winy są niewspółmierne. A jednak cywilizowany sposób wymierzania kary, nie mówiąc już o zdolności do wybaczania, jest miarą człowieczeństwa. Twój spektakl różni się od pozostałych adaptacji umiejscowieniem w powojennym Berlinie. Dlaczego zdecydowałeś się na taką optykę? „Opera za trzy grosze” jest luźną adaptacją „Opery żebraczej” Johna Gaya. Jest także tekstem należącym do niemieckiego kanonu. Zadałem sobie zatem pytanie, kiedy Niemcy jako naród byli żebrakami Europy? Odpowiedź jest tylko jedna: po militarnej i moralnej klęsce, jaką była II wojna światowa. Zwykle myślimy o Niemcach z tamtego czasu jako o najeźdźcach, oprawcach. Nie usprawiedliwiając niczyich win, chciałem, żebyśmy zobaczyli też w nich ludzi. Przedstawienie w Twojej wersji zostaje okrojone z widowiskowości. Niektórzy reżyserzy śpiew jednej postaci powierzali kilkorgu aktorom. Inni dodawali niebywały przepych sceniczny. Tutaj nawet choreografia jest oszczędna… Powojenny Berlin to raczej nędza, głód i wszy. Łosoś pojawia się tylko jako marzenie… Choreografia jest dostosowana do tego, o czym chcemy opowiedzieć. Zamiast fokstrota mamy ćwiczenia Labana, które przywodzą na myśl słynne filmy Leni Riefenstahl. Przedstawienie jest celowo, ostentacyjnie antymusicalowe. Partie wokalne powierzyłeś aktorom, którzy w większości nie śpiewają na scenach. Nie kusiło Cię, by zatrudnić zawodowych śpiewaków operowych? Teresa Kwiatkowska śpiewała partię Gołdy w „Skrzypku na dachu” przez kilka sezonów w Operze w Bydgoszczy, Ania Sandowicz ma za sobą kilka lat w warszawskiej Romie. Inni aktorzy też mieli wcześniej różne doświadczenia wokalne. Chciałem, żeby to była nasza „Opera”, a nie przedstawienie castingowe. Kilkumiesięczny okres przygotowań wokalnych z dyrygentką Agnieszką Nagórką, a potem regularne śpiewanie z orkiestrą to wielka szansa rozwoju dla całego zespołu. Zachęcając do obejrzenia wrocławskiej wersji „Opery za trzy grosze”, używano sformułowania, że Bertold Brecht był „prekursorem undergroundu”. Co sądzisz o takim porównaniu? Brecht dla mnie jest przede wszystkim bezlitosnym moralistą i wspaniałym poetą. Inne aspekty jego twórczości szybciej wypłukuje czas. Był oczywiście także buntownikiem, ale raczej w „Baalu” niż w „Operze”. Przedstawienie trwa trzy godziny. Współczesny odbiorca jest odzwyczajony od tego typu „analogowych” doznań. Trzy godziny w kinie są łatwiejsze do zniesienia z racji zmiennych kadrów, migotliwych scen, wielości ujęć kamery. Przeciętny widz przywykł do fabuł nie rozleglejszych niż wideoklip. Nie miałeś obaw, jak zostanie to przyjęte przez szerszą publiczność? To jest ogromna opowieść, także muzyczna. Nie można w niej dokonywać skrótów. Historia musi się opowiedzieć do nieoczekiwanego końca. To prawda, że dziś jesteśmy przyzwyczajeni do szybszej narracji, jesteśmy bardziej niecierpliwi. Czasem jednak trzeba poddać się wolniejszej refleksji. Z tego, co mówisz, wynika, że chciałeś z „Opery za trzy grosze” uczynić coś w rodzaju monumentalnego moralitetu, przypowieści o przebaczeniu. Jak to się ma do kondycji współcześnie żyjącego Europejczyka? Przecież żyjemy w dobie nieskrępowanego konsumpcjonizmu, w czasach pokoju. Komu mielibyśmy wybaczać? Masz poczucie jakiejś zadry ogólnoeuropejskiej? Czy raczej problemu Polaków z ich wieczną lokalnością traum? Bo Polacy, wiadomo, mają pretensje do Rosjan, do Niemców, do Anglików. Odwieczny syndrom uboższego kuzyna. Jak ma się wystawienie Brechta do tych okoliczności? Moją ostatnią pracą przed „Operą” była „Śmierć Dantona” Büchnera w kooperacji teatrów z Polski, Francji i Niemiec. Spędziliśmy wiele godzin na rozmowach o przeszłości, teraźniejszości, Europie i naszych traumach. Kiedy rozmawialiśmy ze sobą jak Polacy, Niemcy i Francuzi, byliśmy od siebie daleko. Dopiero przejście na poziom osobistych, rodzinnych historii nas do siebie zbliżało. Między Polakami a Niemcami ciągle jeszcze nie ma takiego pojednania jak między Francuzami a Niemcami, ale widzę, jak młodsze pokolenia podchodzą do siebie w bardziej otwarty sposób. Upiorna przeszłość powoli przestaje nas dzielić. To także jedno z wielkich wyzwań dla ludzi teatru. Polskie trio z Borussi Dortmund to za mało, żeby obalić szkodliwe stereotypy, które nas zniewalają.
Z FILMU „OPE RA ZA TRZY GROSZE" Tak zbliżamy ii: do końca. Kiedy zgoda, to a fesl, A gdy forsy nam wystarcza, Koniec zwykle dobry jest. Jan przyganiał Mar ·inowi: „Łowisz ryby w mqtnej wodzie". Ale w końcu chleb biednego Razem jedli w milej zgodzie. Jedni ludzie chodzq w bta~ku, Innych za:; otacza mrok.
Aku no kyôten2012 6,4 996 ocen 811 chce zobaczyć {"rate": Strona główna filmu Podstawowe informacje Pełna obsada (71) Opisy (2) Opinie i Nagrody Forum Multimedia Plakaty (12) Pozostałe Ciekawostki (1) Powiązane (1) Newsy (1) {"type":"film","id":650047,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Lekcja+z%C5%82a-2012-650047/tv","text":"W TV"}]}
Określenie hasła. Brown. szef policji ze śpiewogry Brechta "Opera za trzy grosze". Pabst. Georg Wilhelm, reżyser, "Opera za trzy grosze", adaptacja sztuki Bertolda Brechta z muzyką i songami Kurta Weilla. Majcher. Mackie Mackie Nożownik - bohater Opery za 3 grosze z librettem Bertolta Brechta. baty.
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoruOpera za trzy grosze (oryg. niem. Die Dreigroschenoper) to tytuł bodaj najsłynniejszej ze sztuk scenicznych autorstwa dramaturga, poety, uciekiniera i Marksisty niemieckiego, Bertolta Brechta. Powstała w 1928 roku, wtedy też, 29 sierpnia, odbyła się jej premiera w Berlinie. Historia powstania[edytuj • edytuj kod] Opera za trzy grosze nie bez kozery wpisała się w kanon repertuaru scenicznego najsłynniejszych teatrów świata. Jej tematykę przejął Brecht od brytyjskiego dramaturga Johna Gaya, którego Opera żebracza, powstała dokładnie dwieście lat wcześniej i odbiła się szerokim echem w kręgach burżuazji i polityków Londynu jako całkowicie oszczercza i przedstawiająca wyższe sfery w niekorzystnym, fałszywym świetle. Brecht, świadom piętna jakie niesie ze sobą wywołanie skandalu (od młodości znany był z tego, że jego sądy i zachowania odbiegały dalece od utartych schematów), zdecydował się podjąć wyzwanie. Przy wydatnej pomocy szeregu współpracowników, tłumaczy i anestezjologów zdołał zaadaptować oryginalny angielski tekst, przetłumaczyć go i wprowadzić kilka absurdalnych momentów i zabawne, acz moralizatorskie zakończenie. Premiera i odbiór sztuki[edytuj • edytuj kod] Berlińska premiera we własnym teatrze Brechta została przyjęta przez prasę i krytykę dość chłodno. Większość gości stanowili arystokraci i przedstawiciele rządzących sfer (jak to na premierach - darmowe drinki, towarzyska atmosfera i możliwość załatwienia czegoś bez kłopotliwej biurokracji). Głównie ich dotyka krytyka w sztuce i zareagowali oni żywym oburzeniem na dzieło artysty. Teatr prawdopodobnie zostałby zniszczony i spalony, jednakże skończyło się tylko na udzielnym fochu oraz wzmożonej sprzedaży waleriany i termoforów w następnych dniach. Opera za trzy grosze nie schodziła z desek teatru Brechta przez kolejne osiemnaście miesięcy, wyprzedzając o pięć drugą z jego sztuk, Bębny nocą, czyli przygody pewnej bardzo zagubionej, samotnej nastolatki w wielkomiejskiej dżungli z 1925 roku. Po chłodnym okresie początkowym krytyka zaczęła przychylniej wypowiadać się o nowej rewelacji scenicznej. Widzowie wypełniali teatr po brzegi, a recenzenci wiodących gazet codziennych i periodyków literackich musieli przyznać, że coś jednak jest w tym, co dramaturg powiedział o podatkach, wykorzystywaniu biednych, niewolniczej pracy, podziale dóbr i niebezpieczeństwach wynikających z użycia ostrych narzędzi. Ostatecznie oficjalnie uznano, że sztuka jest naprawdę rewelacyjna. Niestety, bardziej radykalne rządy jakie zapanowały w Niemczech po 1933 roku uniemożliwiły zupełnie nawet wspominanie o niej szeptem, zresztą Brecht i tak już dawno dał drapaka. Sztuka[edytuj • edytuj kod] Osoby[edytuj • edytuj kod] Marcin Majcher, znany bezwzględny morderca, zwany Nożownikiem; Jeremiasz Brzoskwinka, przywódca bezdomnych, nie lubi tego pierwszego; Celina, jego żona, zaopatrzona w burzę włosów; Paulina, ich córka; Brązowy Tygrys, szef policji pochodzenia koreańskiego; Janka, jego córka, potajemnie lekkich obyczajów; pieśniarz śpiewający smutne piosenki; szereg bezdomnych; wielu policjantów; burżuazja i inni odpychający ludzie podobnego autoramentu. Przygrywka[edytuj • edytuj kod] Pieśniarz śpiewa piosenkę żałobną o śmierci Marcina Majchra, tym sposobem wyprzedzając fakty, wiemy już bowiem, jak to się wszystko skończy. To typowy dla Brechta chwyt, wprowadza zamęt i daje do myślenia; pozwala skupić się na akcji, nie na zakończeniu. Pierwszy akt[edytuj • edytuj kod] Jeremiasz Brzoskwinka ściąga haracz od bezdomnych w mieście, nazywając ten proceder pomocą organizacyjną. Jego córka zupełnie nie może się pogodzić z działalnością ojca. Udaje się do bardzo eleganckiego baru, gdzie poznaje wąsatego, kulturalnego mężczyznę – Nożownika Majchra. Nie wie jednak, kim on jest, a ten uwodzi ją. Na końcu aktu pieśniarz śpiewa smutną piosenkę o losie żebraków. Drugi akt[edytuj • edytuj kod] Uwiedziona Paulina Brzoskwinka wraca do domu, gdzie opowiada o wszystkim matce. Jej ojciec nie wytrzymuje nerwowo, robi sobie zimny okład i informuje policję o zajściu. Majcher, ostrzeżony przez Paulinę, szuka schronienia w domu otwartym, lecz tam zdradza go Janka, była kochanka. Przybywa komendant Brązowy Tygrys z brygadą osiemnastu aspirantów i innych nowicjuszy. Pojmują Majchra. Komendant jako człowiek wrażliwy wybucha płaczem, gdy spotyka na miejscu swoją córkę. Kłótnia Marcina Majchra i Jeremiasza z III aktu. Fotografia z 1929 roku Trzeci akt[edytuj • edytuj kod] Majcher wydostaje się z aresztu, odnajduje Jeremiasza i wyzywa go na pojedynek, w którym sam ginie. Żebracy buntują się przeciw przemocy Jeremiasza i wychodzą tłumnie na ulice miasta. Przerażeni obywatele uciekają z ulic, nadal obojętni na ich los. Paulina odtąd postanawia poświęcić życie pomocy dla nich, jednak zupełnie inaczej niż jej ojciec. Zakończenie[edytuj • edytuj kod] Pieśniarz wykonuje kolejną smutną piosenkę o śmierci Marcina Majchra (widać, z kim sympatyzuje autor i trupa), o niedoli biedaków, o dobroci marksizmu i o deserach Dr. Oetkera. Warto wiedzieć[edytuj • edytuj kod] Podczas pisania Brecht inspirował się starojapońskimi i starochińskimi podręcznikami do walki z tłumem Scena walki w akcie trzecim była realizowana tak realistycznie, że aktor grający Majchra zmieniał się co mniej więcej dwa miesiące Pełne wykonanie sztuki zajmuje ok. 4,5 godziny Polska premiera odbyła się w 1957 roku W oryginalny rękopis sztuki miała być wpleciona zakodowana przepowiednia o wybuchu epidemii czerwonki w 1942 roku Jest to kolejna sztuka Brechta, w której istotną rolę odgrywa postać matki. Właścicielami praw autorskich do dzieła są prawdopodobnie potomkowie Hedwigi Katschinski – sprzątaczki w domu Brechta – której pisarz zalegał za wypucowanie mieszkanka właśnie trzy grosze. Ciasteczka pomagają nam udostępniać nasze usługi. Korzystając z Nonsensopedii, zgadzasz się na wykorzystywanie ciasteczek.
Największy rozkwit tego gatunku przypadł na lata 1728–1736, w którym powstało około 80 tego typu utworów. Żaden z nich nie powtórzył jednak sukcesu sztuki Gaya. Opera żebracza Gaya wystawiona ponownie na początku XX wieku miała 1463 przedstawienia i zainspirowała spółkę autorską Weill-Brecht do stworzenia Opery za trzy grosze.
Geneza Opery za trzy grosze była dramatyczna. Wszyscy spodziewali się, że poniesie ona klęskę. Ale premiera 31 sierpnia 1928 roku okazała się triumfalnym sukcesem, którego nikt się nie spodziewał i przyniosła Kurtowi Weillowi i Bertoldowi Brechtowi nagłą sławę. Melodie Weilla stały się popularnymi przebojami, a dzieło tylko w ciągu pierwszych 5 lat wystawiono 10 000 razy. Słynny Moritat Mackiego Messera Moritaten (pochodzące prawdopodobnie od słowa “morderczy czyn” lub “moralność”) były makabrycznymi balladami śpiewanymi na jarmarkach przy akompaniamencie skrzypiec lub organów beczkowych. Od samego początku Moritat stał się popularną pieśnią par excellence i najsłynniejszym utworem Opery za trzy grosze. Co ciekawe, utwór ten nie znalazł się w pierwotnej wersji, a powstał dopiero w ostatniej chwili, ponieważ aktor Harald Paulsen nalegał, by jako pierwszy wystąpić z piosenką. Utwór składa się z 6 wersów i zaczyna się tylko z towarzyszeniem fisharmonii. Z każdą zwrotką dołączają kolejne z 9 instrumentów zespołu. Weill pisze na początku “w sposób liry korbowej”. Rytm rozwija się coraz bardziej w fokstrota. Piosenkę słyszymy w dwóch wersjach. Pierwsza to ta z pierwszego Macheatha, Haralda Paulsena, któremu zawdzięczamy istnienie utworu. Der Haifisch, der hat Zähne – Paulsen Der Mond über Soho (The Moon Over Soho) Ten numer jest zachwycającą karykaturą konwencjonalnej opery. Podczas gdy w Normie Belliniego (i wielu innych operach) doświadczamy magicznych nocy księżycowych w pełni, księżyc nad Soho jest groteskowym grymasem na nocnym niebie. Anstatt das …Das ist der Mond über Soho (No They Can’t Song) Rozbrzmiewająca pieśń armatnia Na krótko, dreszcz ogarnia gości weselnych, gdy pojawia się Tiger-Brown, przerażający szef londyńskiej policji. Jest on dawnym przyjacielem Macheatha z dzieciństwa i przybył tylko po to, by mu pogratulować. Dwaj starzy kumple z czasów wojny śpiewają wspólnie pieśń armatnią. Tak zwana pieśń armatnia to porywający ragtime z porywającym refrenem, napisany w tempie fokstrota. Słyszymy i widzimy ten duet w wersji filmowej z 1931 roku. John war darunter und Jim war dabei (CANON SONG) 15. listopada 2021/
Ryzykowny koktajl. Ostatecznie i tak szacowne mury, plusze, no i konwencja Wielkiego Wydarzenia skrzyżowanego z korepetycjami z Brechta obezwładniły to, co miało być katartyczną deziluzją. Narodowy Stary Teatr w Krakowie. Bertold Brecht „Opera za trzy grosze”. Reżyseria: Ersan Mondtag. Kierownictwo muzyczne: Justyna Skoczek
Libretto do "Opery..." napisał Bertolt Brecht, a muzykę skomponował Kurt Weill. Sztuka jest adaptacją XVIII-wiecznej "Opery żebraczej" Johna Gaya, satyry na burżuazję i wysokie sfery Londynu. Teatr założony przez Brechta w Berlinie, wystąpił podczas tegorocznego PPA dwa razy. Aby dopasować warunki techniczne do wymogów spektaklu, przebudowana została scena główna wrocławskiego Teatru Polskiego. "Kuliśmy beton pod sceną, aby wybudować kanał dla orkiestry. Ponadto zamontowanych zostało bardzo dużo elementów oświetlenia, jest to spektakl niezwykle wymagający technicznie"- opowiadał przed festiwalem główny producent Michał Juzoń. We wtorek na PPA wystąpił także kontrabasista, kompozytor, aranżer i producent Olo Walicki, który na scenie kameralnej Teatru Polskiego zaprezentował swój spektakl muzyczno-słowno-wizualny "Ziemia Woda Ogień Rzeczywistość". Artysta wystąpił z 6-osobowym zespołem, motywem przewodnim spektaklu była kultura kaszubska, w języku kaszubskim były teksty wykonywanych piosenek. Koncertowi towarzyszyły prezentacje wizualne autorstwa Anny Lasockiej; scenografię tworzyła stojąca na scenie, włączona i momentami wydająca charakterystyczny dźwięk betoniarka oraz powieszone na sceną drzwi samochodu. Podczas 29. PPA będzie można obejrzeć w sumie 50 prezentacji. Od trzech lat organizatorem imprezy jest wrocławski Teatr Muzyczny Capitol, który w tym roku na przegląd zaprosił jeszcze pieśniarkę i kompozytorkę z Kijowa Olenę Leonenko i basistę jazzowego Avishai Cohena.
Kup książkę. "Japońska opera za trzy grosze" to niemal dokumentalna powieść z życia osiedla złodziejskiego, które powstało w pobliżu terenów zbombardowanej w czasie ostatniej wojny fabryki broni w samym centrum Osaki. Ludźmi tymi, nie znajdującymi miejsca w normalnym społeczeństwie, rządzą jednak surowe prawa i swoisty kodeks
Mackie Majcher – standard jazzowy, przebój muzyki pop, czy song teatralny? Każda odpowiedź jest prawidłowa, bo ta piosenka zajmuje w historii muzyki miejsce niezwykłe. Dlatego warto przyjrzeć się jak do tego doszło, że utwór, który powstał 90 lat temu jako pieśń do spektaklu teatralnego, dziś żyje całkowicie samodzielnie. Mackie Majcher albo Mackie Nożownik, to bohater piosenki ze słynnej Opery za 3 grosze, jednej z ważniejszych sztuk teatralnych Bertolda Brechta. To także jeden z pierwszych musicali – formy, która trochę później zawojowała świat. Fenomenalną muzykę napisał Kurt Weil, stały współpracownik Brechta; panowie razem stworzyli sporo sztuk teatralnych, a pieśni z nich należą dziś do kanonu muzyki XX wieku. Sztuka jest adaptacją XVIII-wiecznej Opery Żebraczej Johna Gaya, satyry na burżuazję i wysokie sfery Londynu. Brecht za cel ataku obrał typowego mieszczucha z epoki późnego kapitalizmu. Tutaj taki mieszczuch to rabuś i oszust, który utrzymuje tylko stosunki handlowe. Brecht ukazuje w Operze za 3 grosze przestępczy charakter całego systemu kapitalistycznego. Tematyka Opery i większości sztuk teatralnych Brechta koresponduje z jego życiorysem. A to życie miał niezwykle ciekawe, ale też pokręcone. Znany ze swoich komunizujących poglądów, w 1933 r. dzień po pożarze Reichstagu, udał się na emigrację, ostatecznie osiadając w Stanach Zjednoczonych. W 1947 roku, chcąc uniknąć stawiennictwa przed komisją Kongresu USA do spraw działalności antyamerykańskiej (podejrzewano go o działalność komunistyczną), Brecht wyjechał do Europy. Krótko po przyjeździe został dyrektorem Berliner Ensamble, teatru działającego na terenie NRD. W tym kraju został do końca życia. Wracając do piosenki. Jakie szczęście, że zachowało się nagranie oryginalne sprzed 80 lat. Wykonawczyni tej wersji to gwiazda premierowego wystawienia spektaklu, Lotta Lenya. Jednak nie tylko dlatego to wykonanie jest szczególne dla historii piosenki, ale o tym za chwilę. frameborder=”0″ allowfullscreen> Historia wykonań tej piosenki przez innych, zwłaszcza anglojęzycznych artystów, to głównie historia tłumaczenia tekstu. Okazuje się, że w tym przypadku właśnie tłumaczenie miało decydujący wpływ na sukces utworu na rynku międzynarodowym. W USA po raz pierwszy piosenka zabrzmiała przy okazji premiery Opery za 3 Grosze na Brodway’u w 1933 r., jednak ta produkcja przeszła kompletnie bez echa. Kiedy po 21 latach amerykańska scena musicalowa ponownie upomniała się o ten tytuł, nagle utwór okazał się wielkim sukcesem. Jednak tym razem było to inne tłumaczenie. Wersja w przekładzie Marca Blitzstein’a zawojowała amerykański rynek muzyczny, a pierwszym wykonawcą, który pomógł w jej promocji, był Louis Armstrong. Jego wersja jest, jak na tamte czasy, bardzo nowatorska i głównie dzięki jej swingującemu charakterowi, do dziś jest inspiracją dla młodych muzyków jazzowych. Być może to właśnie ta wersja przyczyniła się do nieśmiertelności utworu? frameborder=”0″ allowfullscreen> Tutaj warto dodać, że pierwsza wykonawczyni piosenki, Lotta Lenya, miała swój udział w sukcesie Armstornga. Po pierwsze artystka rewelacyjnie zagrała w amerykańskim przedstawieniu w 1954 roku i to właśnie także jej zasługa, że zainteresowano się tą piosenką. Po drugie, Lotta była żoną kompozytora piosenki, Kurta Weila (w momencie występowania na Brodway’u już wdową) i po trzecie, była obecna w studiu podczas nagrań Louisa. I pewnie nie przypadkowo jej imię pojawia się w wersji tego muzyka. Oto pierwsza zwrotka tej wersji. Za chwilę porównamy ją z dwoma innym przekładami. Oh the shark has pretty teeth dear, And he shows them pearly white Just a jack-knife has Macheath dear And he keeps it out of sight. Bardzo podobną, zdecydowanie współcześniejszą wersję, nagrał Michael Buble. Zresztą ten artysta umieścił ten utwór na dwóch swoich płytach, w dwóch różnych wykonaniach. Pierwsze nagranie, umieszczone w albumie „It’s Time”, nawiązuje ko koncepcji Atrmstornga – jest lekkie, swingujące i taneczne. W nagraniu późniejszym, z albumu „Heaven’t Meet You Yet”, Buble jest już wokalistą świadomym, pokazującym bardziej refleksyjną stronę tego samego utworu. I ta wersja jest ciekawsza. frameborder=”0″ allowfullscreen> W roku 1976, na potrzeby jednego z teatrów brodwayowskich, powstało kolejne tłumaczenie autorstwa Ralph Manheim & John Willett. See the shark with teeth like razors All can read his open face And Macheath has got a knife, but Not in such an obvious place Jest również spore grono wykonawców tej właśnie wersji, m. in,. Sting i Nick Cave frameborder=”0″ allowfullscreen> Z nowym, jeszcze zupełnie innym tłumaczeniem autorstwa spółki MacDonald&Sams, wystawiono Operę za trzy grosze w 1994 r. na deskach jednego z londyńskich teatrów. W tej wersji tekstowej piosenka o Mackim jest jeszcze bardziej mroczna. Though the shark’s teeth may be lethal Still you see them white and red But you won’t see Mackie’s flick knife Cause he slashed you and you’re dead frameborder=”0″ allowfullscreen> W Polsce piosenka doczekała się kilku wykonań, głównie aktorskich (Jan Kobuszewski, Wiesław Gołas, Elżbieta Wojnowska). Jej polska historia to znów historia tłumaczeń, bo to one mają bardzo duży wpływ na koncepcję, a później interpretację utworu. Najczęściej wykonywany jest tekst w tłumaczeniu Władysława Broniewskiego. To właśnie jemu zawdzięczamy udany polski tytuł piosenki. A rekiny w oceanie Mają zebów pełen pysk, Macheath ma w kieszeni majcher, Lecz kto widział jego błysk. (Broniewski) To tłumaczenie powstało na potrzeby inscenizacji dramatu Opera za 3 grosze i jest ciągle tą najbardziej znaną wersją. Niemniej znana jest wersja Roberta Stillera. Rekin zęby ma na wierzchu A tych zębów pełen pysk A Macheath ma nóż w kieszeni Kto tam dojrzy jego błysk. (Stiller) Najnowsze tłumaczenie, autorstwa Romana Kołakowskiego – to w połączeniu z interpretacją Kazika Staszewskiego – nowy wymiar znanej pieśni. Ta wersja jest bardziej dopasowana do czasów, w których żyjemy: jest mniej wyrafinowana tekstowo, dzięki czemu bardziej dosłowna i konkretna. Rekin zęby ma jak noże I nie musi kryć się z tym. Mackie noża użyć może, Ale kto go widział z nim? (Kołakowski) frameborder=”0″ allowfullscreen> Największą różnicę w koncepcji tłumacza widać na przykładzie ostatniej zwrotki, która (cytując za wikipedią) „wyraża pełne goryczy, fatalistyczne motto. W charakterystyczny dla Brechta sposób nie pozostawia ono złudzeń co do natury ludzkiej i realiów tego świata. Można ją interpretować jako stwierdzenie, że cnotę od występku dzieli czasem bardzo cienka granica, a prawdziwi wielcy zbrodniarze zostaną dla społeczeństwa na zawsze anonimowi, kryjąc swą prawdziwą naturę pod fasadą cnotliwości.” Ten właśnie fragment, tak bardzo istotny dla znaczenia całego tekstu, bardzo różni się w trzech polskich tłumaczeniach. Aż trudno uwierzyć, że to tłumaczenia tego samego utworu. Kiedy rekin krwią się splami, Krew w pamięci musi trwać… Mackie nosi rękawiczki, Żeby nic nie było znać. (Broniewski) ————————————– Nic sobie nie przypomina I zażyć go nie ma jak Bo i rekin nie jest rekin Gdy dowodów na to brak. (Stiller) —————————————– Światłość dzieli od ciemności Czasem tylko głupi krok Wskazać można tych z jasności Innych nadal skrywa mrok. (Kołakowski) ———————————— Dla przeciwwagi, po tych rozważaniach leksykalnych, posłuchajmy na zakończenie nagrania, które zaśpiewane po hiszpańsku, stawia mocno na stronę muzyczną. Styl flamenco jest chyba wymarzony dla tego typu opowieści ulicznych. Bardzo interesujący w tej wersji jest akompaniament, narastający i wspaniale budujący dramaturgię. frameborder=”0″ allowfullscreen> Na przykładzie piosenki Mackie Majcher (Die Moritat von Mackie Messer) widzimy wyraźnie, że samo zdecydowanie się na zaśpiewanie tego typu utworu nie jest jeszcze wystarczające. Najpierw trzeba wiedzieć, o czym chciałoby się zaśpiewać i do tej wizji dobrać stosowne tłumaczenie. Być może pojawią się jeszcze artyści, którzy zaproponują zupełnie nową wersję, z tekstem którego nowe tłumaczenie odkryje nieznane dotąd blaski utworu. Myślę, że to tylko kwestia czasu.
7KUDA KUDAz opery EUGEN ONEGIN Piotra Czajkowskiego. Streszczenie: Świta poranek. Leński stoi w odludnym, śnieżnym krajobrazie. Za chwilę Oniegin ma się stawić na pojedynek. w przeczuciu śmierci, jego myśli wędrują do minionej młodości i miłości do Olgi. Ta elegijna aria ma piękną linię jest napisana w wysokim rejestrze.
Bertolt Brecht nie jest zbyt często granym w Polsce autorem. Szczyt jego popularności to lata 60. ubiegłego wieku, potem na krótko wrócił na sceny w latach 80. W ostatnim dziesięcioleciu możemy ostrożnie mówić o powrocie Brechta do polskiego komunista przestał się źle kojarzyć, a jego lewicowe sztuki będące krytyką społeczną zdają się już wystarczająco klasyczne, by być zaakceptowane przez widzów, którzy niekoniecznie chcą uchodzić za lewicowców. Czas oswoił Brechta, uczynił go przede wszystkim postacią z historii teatru Szkotak sięgnął po najczęściej grane w Polsce dzieło duetu Brecht-Weill – Operę za trzy grosze, próbując ją nie tyle zaktualizować (jak stało się to kilka lat temu w bydgoskim przedstawieniu), lecz zamienić w coś na kształt traktatu historycznego. Brecht umieścił akcję swojego dramatu w Londynie w czasie Wielkiego Kryzysu, Szkotak przeniósł ją do Berlina, do czasów po innym wielkim kryzysie – drugiej wojnie światowej. Odczytał on Operę… przez książkę Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej Keitha Lowe’a, która obficie cytowana jest w programie spektaklu i która – dzięki pierwszej i ostatniej scenie – stanowi intelektualną ramę poznańskiej Opery…. Szkotak zdaje się przy tym inscenizować najbardziej kontrowersyjną tezę książki Lowe’a: że po obu stronach muru berlińskiego narzucono siłą porządek zwycięzców. Toteż władza reprezentowana w dramacie Brechta przez Jackie Browna w poznańskim spektaklu jednoznacznie kojarzona jest z siłami zwycięskich armii. Brown (Piotr. B. Dąbrowski), ubrany w battle dress, jest w spektaklowym powojennym Berlinie ucieleśnieniem okupacyjnej władzy. Tak też prezentuje go pierwsza scena proscenium, wycięte ze sceny ekranem z czarno-białym obrazem Bramy Brandenburskiej z zasiekami, wychodzą mężczyźni ubrani w rozmaite modele mundurów niemieckich jednostek militarnych – to późniejsi bohaterowie spektaklu. Ręce mają ułożone w geście poddania się, stoją twarzami do widzów. Na środku stoi Przemysław Chojęta i śpiewa po niemiecku najsłynniejszy chyba song z Opery za trzy grosze – ten o Mackie Majchrze, a na twarzy ma wypisaną desperację. Przysłuchuje się temu Brown, który po chwili machnięciami szpicruty zmusza jeńców, by parami zaczęli tańczyć. Jest to wyraźny sygnał posiadania przez niego władzy, która realizuje się poprzez upokarzanie tych, których ma pod sobą. To mocna scena na otwarcie. Niestety, jedyna taka w całym spektaklu.„Przemierzając pewnego popołudnia w 1946 roku hamburski Reeperbahn, w ponurej, wilgotnej mgle, która spowijała zrezygnowane, kalekie prostytutki, niektóre o kulach, z sinymi nosami i zapadniętymi policzkami – ujrzałem nagle gromadkę dzieci tłoczących się u wejścia do nocnego klubu. Wszedłem za nimi. Na scenie rozjaśnionej jaskrawym niebieskim światłem dwaj wynędzniali, ale obwieszeni błyskotkami klowni siedzieli na malowanym obłoku, który – jak się okazało – niósł ich na spotkanie z Królową Niebios. »O co ją poprosimy?« – spytał jeden. »O obiad« – odpowiedział drugi, co spotkało się z krzykliwą aprobatą dziecięcej widowni. »Co zjemy na obiad?« – »Schinken, Leberwurst…« – w miarę jak klown wydłużał listę nieosiągalnych smakołyków, stopniowo cichły podniecone piski – i nastała głęboka, prawdziwie teatralna, skupiona cisza. Powstał namacalny obraz czegoś, co było przedmiotem niespełnionych pożądań”. Ten cytat to fragment tekstu Teatr święty Petera Brooka. Brook przywołuje w nim jeszcze kilka przykładów działań teatralnych z powojennych Niemiec, które odbywały się jakby na przekór tamtejszej rzeczywistości, np. Cyrulika sewilskiego w wypalonej skorupie Opery Hamburskiej, „drugorzędna sztuka Offenbacha o przemytnikach i bandytach – budziła w widowni zachwyt”. Brook pisze, iż „owej zimy w Niemczech, jak kilka lat wcześniej w Londynie, teatr zaspokajał po prostu głód”. Dzięki tym przykładom można podejrzewać, że był potrzebną częścią świata, potrzebną ludziom, by w wielkim chaosie odnaleźli jakieś elementy zwykłości, normalności. Brook podsumował to następująco: „był to teatr wyniszczonej Europy, w którym wspólny wydawał się również cel: odzyskanie utraconej urody”.Siedząc na widowni miałam poczucie, że aktorzy nie wierzą w to, co robią. Spektakl Szkotaka, jak wynikało z elementów inscenizacji, miał ambicję być portretem tamtych ludzi i tamtego świata, o jakim pisał Brook. Co więc się stało, że nie udało się przenieść w rzeczywistość przedstawianą ani głodu, ani nędzy Trzeciej Rzeszy i jej ofiar w jej własnym kraju? Powojenny Berlin wydaje się po prostu chwytem i próbą odnalezienia jakiegoś nowego sposobu na zainscenizowanie dzieła tak bardzo spetryfikowanego prawami autorskimi bez wyrywania go całkowicie z politycznego kontekstu Niemiec – kraju, z którego Brecht i Weill wyemigrowali, uciekając przed katastrofą, jaka stała się udziałem bohaterów poznańskiego spektaklu. Zakrawa to na przedziwny chichot historii, że to właśnie dramaty Brechta, komunisty, człowieka, który zapoczątkował pisanie kolektywne w teatrze i sam w sposób dość bezceremonialny obchodził się z dziełami innych autorów (by przypomnieć Haška i Szwejka, Antygonę Sofoklesa-Hölderlina czy Johna Gaya, którego osiemnastowieczną operę przepisał po swojemu), stawiane są w pozycji nienaruszalnych świętości. Mogę więc zrozumieć, że Szkotak poszukiwał dla siebie jakichś luk i szczelin, dróg obejścia praw autorskich, które pozwolą mu na stworzenie własnego dzieła. Niestety, poza pomysłem na przeniesienie akcji wiele z tego nie wynikło. Nędznicy/nędzarze są strasznie estetyczni w swoich źle dopasowanych ubraniach, bardzo „teatralni” w swoim zaniedbaniu, tak jakby byli poprzebierani. Ich stroje niczym nie odróżniają się od odglansowanego battle dressu czy „wytworności” Mackie Majchra. Mamy uwierzyć, że ci po prostu niegustownie ubrani to ludzkie wraki, żebracy zamieszkujący dziki kontynent?Poznańskiej Operze za trzy grosze brakuje bardzo wielu rzeczy i siedząc na widowni miałam poczucie, że aktorzy nie wierzą w to, co robią. Brak było energii, życia, zaangażowania. Co jakiś czas się zastanawiam, czy można robić teatr zaangażowany, polityczny z aktorami, którzy są etatowymi pracownikami teatru, którzy po prostu wykonują swoją pracę i niekoniecznie muszą podzielać poglądy na świat autora. Czy można teraz wyrwać jego tekst z kontekstu jego zaangażowania politycznego i po prostu zagrać jako śpiewogrę o bandytach, żebrakach, władzy i miłości? Co ten spektakl miał nam – widzom zgromadzonym w teatrze w maju 2014 – powiedzieć? Że wojna to straszna rzecz? Że władza i przestępcy zawsze będą się wspierać, a biednym tylko wiatr w oczy i kit w ucho? Że „money makes the world go around”? Że kapitalizm to samo zło, bo „czym jest włamanie do banku wobec założenia banku”? Jakie społeczne tryby ludzkich zachowań odkrywa spektakl zagrany tak bardzo bez przekonania?Brecht pisał swoje dramaty, obudowując je w bardzo wyrazistą teorię własnego teatru. Można mu wierzyć, można też nie wierzyć, ale okazało się, że Opera… grana z wczuciem, z wygrywaniem stanów emocjonalnych nagle zamieniła się we własną karykaturę i zaczęła przypominać operetkę, w której najważniejszą kwestią jest to, czy „on jest mój” (Polly – Anna Sandowicz) czy też „on jest mój” (Lucy Brown – Ewa Szumska).A jednak wierzę, że jest w tym przedstawieniu potencjał, że można z niego jeszcze ciągle zrobić porządny i drapieżny może to znaczące przesunięcie, które odebrało jakikolwiek potencjał krytyczny dziełu Brechta w realizacji Szkotaka, wynikało także z niedostatków wokalnych śpiewających aktorów. Nie wiem, dlaczego piosenki śpiewane były w tak wysokich rejestrach (szczególnie przez panie), że efektem był nieprzyjemny dla ucha pisk zamiast mięsistych, wyrazistych songów. Umieszczenie partii śpiewanych w dramatach miało być mocnym komentarzem do rzeczywistości przedstawianej na scenie; tu zostały z nich bezbarwne pioseneczki, w których tekst nie odgrywał żadnej roli. Song Polly o statku o siedmiu żaglach i czterdziestu armatach mówi o jej chęci wymordowania miasta, a w wykonaniu Sandowicz niknął jego sens: ot, panna młoda uprzyjemnia czas uczestnikom wesela, o co ma do niej pretensje świeżo poślubiony mąż (może jej teraz już nie wypada śpiewać?). Te piosenki aż się proszą o mocną aktorską interpretację, która może przecież oprzeć się na melorecytacji, jeśli wokalista nie czuje się na siłach czysto je zaśpiewać, inaczej stają się ozdobnikami (ale tylko gdy są dobrze wykonane). Aktorom nie pomagała także orkiestra, umieszczona w odsłoniętym specjalnie dla tego spektaklu kanale, która dość skutecznie ich tej naturalistycznej konwencji gry wyłamał się jedynie Michał Kaleta jako Mackie Majcher. Jeśli ten Mackie rzeczywiście miał w kieszeni majchra, to aż się boję pomyśleć, co się z nim stało w tej kieszeni. Kaleta miał strasznie denerwującą, sztuczną manierę mówienia, która przybliżała jego postać do innego króla podziemia – Golluma z filmu Władca pierścieni. Jeśli to miał być wyraz „dystansu” do postaci, „efekt obcości”, to wyszedł bardzo scena Opery… ma być chyba egzemplifikacją tezy z książki Lowe’a o symetryczności władzy narzuconej Europie przez zwycięzców wojennych. Oto z sufitu zjeżdża Brown, trzymając na kolanach kobietę – personifikację planu Marshalla. Ma ona na głowie złoty wieniec, quasi-rzymską szatę i przepasana jest stosowną szarfą informującą, kim jest. Razem strasznie to kiczowate. Czy ma to oznaczać, że plan Marshalla, owszem, przyniesiony podbitym przez zwycięzców, był wynikiem dogadania się tych ostatnich z miejscowym elementem przestępczym? Czy w kontekście pierwszej sceny jest to wyraz ostatecznego podbicia Niemiec i narzucenia im amerykańskiego porządku? Trudno jest mi zrozumieć tę historiozoficzną wymowę całości Opery…. Czyżby Szkotak chciał włączyć się w nurt pisania alternatywnych interpretacji historycznych i „odkłamywania” dziejów? Tylko w czym potrzebny jest do tego teatr?A jednak wierzę, że jest w tym przedstawieniu potencjał, że można z niego jeszcze ciągle zrobić porządny i drapieżny spektakl, który przekona, że Brecht nadal jest dobrym materiałem do tworzenia zdarzeń scenicznych, będących mocnym i aktualnym głosem w dyskusji nad światem. Jego teksty w czytaniu nadal są bezceremonialną i celną, ironiczną i mądrą poezją. Dobrze by było, gdyby w to uwierzyli poznańscy twórcy Opery za trzy Polski w PoznaniuBertolt Brecht, Kurt WeillOpera za trzy groszeprzekład: Roman Kołakowskireżyseria: Paweł Szkotakkierownictwo muzyczne oraz przygotowanie wokalne: Agnieszka Nagórkaobsada: Michał Kaleta, Piotr Kaźmierczak, Teresa Kwiatkowska, Anna Sandowicz, Piotr B. Dąbrowski, Ewa Szumska, Miriam Fiuczyńska i innipremiera:
Synopsis: Przed zamkiem w porcie na Cyprze. Szaleje huraganowa burza z piorunami. Cypryjscy i weneccy żołnierze są zebrani i oczekują przybycia statku z Otello, który ma objąć jego urząd jako nowy głównodowodzący. Początek tej opery jest wyjątkowy. Nie ma na początku uwertury, ale fortissimo wybuchu gwałtownej burzy.
Łódź, Aktorzy: Mariusz Ostrowski (L) i Marek Nędza (P) podczas próby „Opery za trzy grosze” Bertolta Brechta w reżyserii i inscenizacji Wojciecha Kościelniaka w Teatrze im. Stefana Jaracza. Fot. PAP/G. Michałowski Do namysłu nad kondycją współczesnego człowieka zachęca widzów Wojciech Kościelniak – reżyser „Opery za trzy grosze” Bertolta Brechta i Kurta Weilla, której premierę w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi zaplanowano na piątek."Trzymamy się wiernie partytury i tekstu, ale szukamy - rzecz jasna - relacji ze współczesnością. Unikamy jednak doraźnych, bezpośrednich odniesień politycznych. Uznałem, że dużo ciekawsze będzie zastanowienie się ogólnie nad kondycją współczesnego człowieka" - mówił reżyser na konferencji prasowej poprzedzającej piątkową premierę w Teatrze im. Jaracza. Zdaniem realizatorów, "Opera za trzy grosze" Bertolta Brechta z muzyką Kurta Weilla od swojej berlińskiej prapremiery w 1928 roku pozostaje nieustająco aktualna. Według Kościelniaka, zawsze brzmi antysystemowo, opowiadając się przeciwko każdej złej władzy i sprzeciwiając się wykorzystywaniu człowieka przez człowieka. Będzie to druga adaptacja tego dramatu, zaprezentowana na scenie Teatru im. Jaracza. 36 lat temu swoją interpretację songów Brechta i Weilla przedstawił reżyser Bogdan Hussakowski; w rolę Mackiego Majchra wcielił się wówczas Bogusław Sochnacki. Wojciech Kościelniak, który od 1995 roku reżyseruje muzyczne spektakle teatralne, koncerty piosenki aktorskiej i widowiska telewizyjne, ma już na koncie wcześniejszą realizację "Opery za trzy grosze" - przygotowaną w 2002 roku dla Teatru Capitol (wówczas Teatru Muzycznego – Operetki Wrocławskiej) - 2009 roku otrzymała ona nagrodę dla najlepszego spektaklu 2. Festiwalu Teatrów Muzycznych w Gdyni. Na łódzkiej scenie "Opera..." zostanie wystawiona w nowym tłumaczeniu Romana Kołakowskiego. W roli Mackiego Majchra wystąpi Marek Nędza. W blisko 30-osobowej obsadzie spektaklu znaleźli się Paulina Walendziak, Agnieszka Skrzypczak, Urszula Gryczewska, Michał Staszczak, Mariusz Ostrowski i Mariusz Siudziński. Autorką scenografii jest Anna Chadaj, choreografię opracował Krzysztof Tyszko, kierownictwo muzyczne należy zaś do Michała Zarycha, który poprowadzi kilkunastoosobową orkiestrę. W czasie próby medialnej Kościelniak wyznał, że do Teatru im. Jaracza przyjechał z pewnymi obawami. "Miałem takie poczucie, że +Opera za trzy grosze+, która jest niesłychanie wymagająca, jeśli chodzi o tonację i umiejętności śpiewania, będzie dużym wyzwaniem dla aktorów; liczyłem się z dużymi kłopotami. Zaskoczeniem i radością był dla mnie fakt, że w tym teatrze aktorzy śpiewają właściwie na poziomie teatru muzycznego" - podkreślił.(PAP) autorka: Agnieszka Grzelak-Michałowska agm/ mabo/
. 61xrxc9614.pages.dev/99561xrxc9614.pages.dev/16161xrxc9614.pages.dev/24361xrxc9614.pages.dev/15261xrxc9614.pages.dev/43461xrxc9614.pages.dev/90861xrxc9614.pages.dev/95661xrxc9614.pages.dev/1361xrxc9614.pages.dev/80461xrxc9614.pages.dev/31061xrxc9614.pages.dev/35661xrxc9614.pages.dev/79661xrxc9614.pages.dev/12461xrxc9614.pages.dev/71161xrxc9614.pages.dev/658
piosenka z opery za trzy grosze